Noc przebiegła mi głównie na śnieniu o jakichś absurdach, jakby mój mózg nie miał niczego lepszego do roboty, niż marzenia o jakichś dyrdymałach, które do niczego nie inspirowały, ani nie napawały mnie żadną ciekawą refleksją. Co prawda gdzieś w środku tego lubego mi wypoczynku nagle ujrzałem twarz mojej przybranej siostry w stroju, który był zafundowany przeze mnie. Gdyby tak oddała się pod moje skrzydła przestałaby nosić spodni, a zaczęłaby się przyzwyczajać do nadwornego szyku. Sam chodziłem w kamizelkach ze skóry i tym podobnych, ale zdarzało się to zazwyczaj tylko w nocy, a nie podczas podróży na miasto. Zresztą, nauczyłaby się tylu pożytecznych rzeczy ze mną. Bo może i byłem bezwstydnym zabójcą, ale na etykiecie dworskiej znałem się jak nikt inny, była dla mnie niezwykle ważna i często hamowała mnie od tych wszystkich prostackich zachowań, jakich nauczyłem się w gorszym czasie moich kart historii. Zresztą, zazwyczaj były one gorsze. Obudziłem się jednak w środku nocy, bo poczułem zapach stopionego doszczętnie wosku. Ignorując to, że byłem przykryty kocem (zapewne przykryła mnie jakaś miła mi pokojówka) rzuciłem się do ratowania moich dokumentów. Były zalane woskiem, co oznaczało prawdziwą katastrofę. Zdrapywałem je paznokciami, ale w końcu wstałem by zawołać kogoś z służby, by je jakoś oczyścił. Nie zdążyłem jednak dokończyć tej czynności, bo przy moich drzwiach ujrzałem rozrzucone w dwie strony kapcie. Poznałem je bardzo dobrze, choć patrzyłem na nie może chwilę. Należały do mojej drogiej Flawii. A to, że się tu znajdowały zdradziło moją siostrę. Podróżowała sobie w środku nocy po zamku, weszła bezceremonialnie do mojego gabinetu, jednego z dwóch miejsc, które nie były jej znane, bo na to stanowczo nie pozwoliłem. To jeszcze bardziej potęgowało moją złość. Nie była to złość jednak skierowana wyłącznie od mojej przybranej siostry, lecz do lokaja, któremu kazałem jej pilnować całą noc. Półgłówek pewnie przysnął mimo mojego zakazu i przeoczył wyjście dziewczyny. To było dla mnie niedopuszczalne. Złamał mój stanowczy zakaz, mogłem poprosić kogoś bardziej zaufanego niż tego nowicjusza na dworze, fakt. Chwyciłem kapcie w dłonie i ruszyłem, nawet zapominając o tym, że się nie przebrałem po nocy. Korytarz szybko przeminął mi pod stopami, potem wszedłem na górę i zobaczyłem tamtego, który tak sobie zawinił. Nie miał tęgiej miny, już widział, że jestem zły. Gdy się do niego zbliżyłem wstał natychmiast i zaczął się burkliwie tłumaczyć, jednak miałem tego dość.
- Złamałeś mój zakaz! Spałeś, podczas gdy Flawia sama błąkała się po zamku. Za to spotka cię odpowiednia kara, dziś będziesz zajmował się przycinaniem żywopłotu. Sam!- krzyknąłem jeszcze na odchodne, po czym prędko pognałem do pokoju Flawii i już u celu szybko nacisnąłem klamkę, widząc Flawię w swoim łóżku. Jakże byłem rad, że nic jej już nie groziło, była zupełnie bezpieczna. Uśmiech na jej twarzy lekko złagodził mój gniew, więc tylko uniosłem jej kapcie w górę, wskazując na nie niemo. Ta zadowolona powiedziała mi coś z pytaniem, gdzie znalazłem jej część garderoby. Jakby nie wiedziała gdzie je zostawiła, śmieszne. Nie potrafiłem się na nią złościć, miała wiec przewagę. Jednak i tak bardzo się martwiłem. A za to już nie mogłem jej tak łatwo odpuścić, nie tym razem. - Dobrze wiesz, skąd je wziąłem. Z mojego gabinetu. Czemu tam poszłaś?- westchnąłem, łapiąc się jedną ręką za głowę. Spojrzałem potem na Flawię zbolałym wzrokiem, licząc na to, że miała jednak dobry powód do wyjaśnienia tej całej sytuacji, która jednak malała już swoją wagą w porównaniu z innymi. Skoro dziewczyna była bezpieczna i cała, to już nie musiałem się tak martwić. Rozluźniłem się więc trochę na moim miejscu, jednak nie zmieniało to faktu, że byłem mocno zirytowany całym tym porannym zajściem. Dziewczyna patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami, jakby nie mogąc zrozumieć powagi całej sytuacji i zarazem powodu, dla którego mogłem być tak podminowany jak w tej chwili. Może to i dobrze, może i nie. Z jednej strony słodka niewiedza zawsze jest lepsza, ale stan faktyczny także powinien być pokazany, może i łagodniej w jej przypadku jednak w każdym razie ta też powinienem był postąpić, nie przyjmując do moich działań kłamstwa, którym zresztą sam się brzydziłem. Jako przykładny brat (chociaż i nieprawdziwy) powinienem był dawać je przykład, a nie uczyć jej złych manier. Może i była już dorosła, jednak wydawała się o kilka lat młodsza, jakby miała odkrywać świat na nowo jeszcze mnóstwo razy. Niby taka nieświadoma czyhających w koło niebezpieczeństw, jakby miała stawić czoła wszystkiemu w późniejszym czasie.
- Chciałam tylko się spytać, czy miałbyś coś przeciwko, gdybym założyła dziś tę samą suknię co i wczoraj. Nie wiedziałam, że to jakiś problem...- westchnęła ze skruchą, widząc moje zmartwienie. Czyli powód okazał się takim absurdem? Nie robiła tego naumyślnie, fakt. Przecież ja jej wcale jasno nie zakazałem wychodzić z pokoju, mogłem tow sumie przewidzieć, że jej ciekawość i rozbudzenie spowodowane moją obietnicą o psie skłonią ją do wyruszenia w drogę po zimnym korytarzu w poszukiwaniu właśnie mnie. Fakt, to było całkiem do przewidzenia, a jednak ja to przegapiłem w moim zabieganiu. Głupi ja, to wszystko moja wina. Przecież mogłem ją ostrzec, jakoś przekazać wiadomość, jednak tego nie uczyniłem. W takich okolicznościach mój cały stres skierowany na Flawię zniknął i przeniósł się na mnie, jednak i tu szybko wyparował. Dlaczego tak się stało? Otóż chciałem jej pytanie pokrzepić jakimś gestem i na całe szczęście miałem odpowiedź. Nie byłem przecież tak głupi, by zostawiać ją w moim domu tylko z jedną suknią, w dodatku należącą do niej. Posłałem wczorajszego wieczora nie tylko po ubrania nocne ale i po kilka nowych butów, sukien, halek, kapeluszy, damskich rękawiczek i wszystkiego, czego mogła tylko potrzebować. Przecież miała mnie odwiedzać, a kto wie może nawet i ze mną zamieszkać? Taki stan byłby mi bardzo na rękę, bo nie musiałbym jej cały czas dowozić i odwozić z zamku do zamku. Była w końcu pełnoletnia, wiec mogła się spakować i pożegnać dom rodzinny. Nie wiedziałem tylko, czy by tego chciała, ale zgodziłbym się od razu na taką propozycję. Spojrzałem również na nowe kosmetyki i przyrządy do włosów leżące na toaletce. Trochę mnie to wszystko kosztowało, ale i tak była to tylko niewielka część tego skarbu, który był ukryty w moim bunkrze daleko za zamkiem. Uzbierał się ten dobytek przez lata, wiec teraz nareszcie miałem na co go wydawać. Mogłem właściwie dać jej połowę majątku, ale jeszcze nie byłem na to gotów do końca. Jeszcze się tak dobrze nie zżyliśmy, a moje pieniądze nadal stanowiły dla mnie wielką wartość, nawet większą niż była ona w rzeczywistości. Podszedłem wiec bezceremonialnie do szafy przy jednej ze ścian i ją otworzyłem. Tam były sukienki i kapelusze, w drugiej buty, w następnej halki, gorsety i inne potrzebne rzeczy. Kupiłem jej nawet jedną parę spodni, skoro już tak bardzo je lubiła. Jednak nadal ich nie tolerowałem. Uśmiechnąłem się, opierając się o otwarte trzy szafy.
- Naprawdę myślałaś siostro, że pozwoliłbym abyś chodziła w tym samym ubraniu? Zakupiłem wszystko, co potrzebne. Zaraz przyjdą tu pokojówki, by cię ubrać, umalować oraz uczesać. Potem pójdziemy na śniadanie... I nie licz, że znów nie zjesz posiłku. Potem, zgodnie z moją obietnicą pojedziemy wybrać ci nowego psa do zaprzyjaźnionej hodowli. A teraz wybierz sobie któreś z tych ubrań, mam nadzieję, że ci się spodobają. Kupili je moi słudzy odpowiedzialni za moją godną garderobę, więc powinny być zakupione z myślą o najnowszych trendach. Do zobaczenia na śniadaniu, siostro.- to powiedziawszy, podszedłem do drzwi i wyszedłem z pokoju. Podążyłem szybko do pomieszczenia dla służby i poleciłem pięknie przygotować Flawię na dzisiejszy dzień. Sam zaś poszedłem już całkowicie spokojny do kuchni, by pomóc tam trochę przy śniadaniu. Często ten posiłek robiłem wraz z służbą, więc nie było w tym nic odstającego od normy, przynajmniej dla takiego człowieka, jakim byłe ja. Może i pan domu, ale nie chciałem być tu bezużyteczny.
< Flawio? Ot, taki prezencik od braciszka...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz