Flawia nie była pewna czy dobrze usłyszała... Czy Seran właśnie powiedział że kupi jej psa? Może żartował? Nie była pewna, ale sam fakt że to powiedział ucieszył ją ogromnie. Zamknęła oczy wsłuchując się w.. Ciszę. Uśmiechnęła się i wstała, nie potrafiła zasnąć tak nagle. Nałożyła kapcie i podeszła do drzwi prowadzących na balkon. Było ciemno, choć blask księżyca oświetlał krajobraz swoim bladym światłem. Wokół jasnej kuli porozrzucane były gwiazdy.
-Dziękuję... Za to że mogłam poznać mojego braciszka, nie jest rodzonym bratem, ale jedynym na tym świecie. Za to że zgodził się nim zostać. Dziękuję ci za wszystko co się dziś wydarzyło, ale mam jedną prośbę... - Spojrzała na księżyc jakby miał wyrazić zgodę na jej życzenie. Wierzyła że to on spełnia ich wszystkie prośby i zsyła szczęście. Zawsze tak było, nie pamiętała skąd wzięła ten nawyk, ale robiła to praktycznie każdego wieczora. Czasem w myślach, a czasem na głos. Tym razem szeptała, jakby w obawie że jakiś lokaj ją usłyszy. Wyszłaby na wariatkę, na jakąś opętaną dziewczynę, a tego nigdy nie chciała. Nikt kto gadał do siebie nie był normalny. - Bo dziś Seran był bardzo smutny. Chciałabym prosić o to, aby mój braciszek już nigdy nie był przygnębiony, już nigdy nie płakał z powodu wspomnień. Oczywiście nie chcę aby zapomniał o swojej byłej ukochanej kobiecie, ale żeby pamiętał o dobrych wspomnieniach z nią związanych. Skoro ja mogę być szczęśliwa, chcę aby on też zaznał tego szczęścia... Każdy na nie zasługuje, nawet najgorsi ludzie żyjący na tym świecie... Chcę tylko o to poprosić, o nic więcej. Przecież to nie jest takie trudne do spełnienia... Chciałabym zostać tu już na zawsze... - Nagle do umysł dziewczyny wpłynęła pewna myśl. Mogłaby wziąć wszystkie potrzebne rzeczy ze swojego pokoju i powiedzieć po prostu rodzicom że się wyprowadza. Przecież i tak przez większość dnia nie było jej w domu... Ale był jeden problem. - Księżycu? Czy Seran zgodziłby się abym się tu wprowadziła? Mogłabym nawet zamieszkać w piwnicy... Zamiast odwiedzania Serana, odwiedzałabym moich rodziców. Przecież jestem już samodzielna i dorosła. Po co mam mieszkać z rodzicami z którymi prawie nigdy nie rozmawiam? Zwykle się kłócimy, więc tyle z tej rozmowy wychodzi. Jutro może spytam Serana czy... Nie, nie będę aż tak nachalna. Powinnam być mu wdzięczna za wszystko, a nie jeszcze więcej od niego żądać. Też mu powinnam dać coś od siebie. Tylko co? - Spuściła wzrok na balkon, Seran wspominał że jego była narzeczona hodowała tu białe róże. Ale czy gdyby je również zaczęła hodować to czy wspomnienia jej braciszka nie powróciły? Można było przecież zamienić te róże na jekieś inne kwiaty... Chociaż róże były piękne, a może herbaciane róże by tu pasowały. Były inne, miały trochę mniejsze kwiaty, ale były równie piękne jak te białe. Można spróbować, ale jeśli Seranowi się nie spodoba to pozbędzie się ich i wymyśli coś innego... Do jej umysłu szybko wpłynęła kolejna myśl. Przecież ona nie ma niczego na zmianę. Fakt ma jeszcze tą zieloną sukienkę, ale nie wybadało kobiecie stawiać się kolejnego dnia tej samej sukni. Pójdzie może się spyta czy Seran nie pogniewałby się, gdyby zjawiła się kolejnego dnia w tym samym ubraniu. Szybko ruszyła w stronę drzwi, cicho je otworzyła wychodząc na zewnątrz. Zeszła po schodach po ciemku, gdy trafiła na korytarz zaczęła otwierać lekko każde drzwi zaglądając do środka, a właściwie to tam wchodziła i sprawdzała, odsłaniając zasłony i wpuszczając trochę światła by zobaczyć czy nikt nie leży na łóżku. Dziwne nigdzie nie mogła znaleźć swojego braciszka. Gdy dotarła na koniec korytarza i wymacała jeszcze jedne drzwi. Jak to się stało że wcześniej ich nie dostrzegła? Tak, już pamiętała. Gdy wychodziła razem z Seranem, z pokoju który teraz właśnie obejrzała jej braciszek zasłonił umiejętnie sobą drzwi do tego pokoju. Odtworzyła szybko w głowie mapę pokoi, nie kojarzyła aby tam była, na pewno nie. Przysunęła cicho do drzwi i dotknęła klamki... Orzeł, nie przepadała za tymi ptakami. Cicho otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Nareszcie znalazła Serana, tylko że on już spał na siedząco. Flawia zdjęła kapcie i weszła do pokoju. To chyba był gabinet, bo nie było tu żadnego łóżka. Co miała zrobić? Przecież nie dałaby rady go przenieść, pewnie by go nawet z krzesła nie podniosła. Ewentualnie mogłaby go z nim przewrócić, ale tego też nie była pewna. W każdym razie nie chciała próbować go podnosić... Powinna go czymś przykryć, dostrzegła że świeczka się już wypala. Szybko wyleciała z pokoju trafiając na korytarz, podłoga była okropnie zimna, ale ona już nie miała czasu oglądać się za kapciami. Z wyciągniętymi rękoma szybko trafiła na drzwi od ostatnio sprawdzanego pokoju. Całe szczęście zasłony były odsłonięte więc widziała wystarczająco dobrze, aby wziąć koc. Szybko z nim wyszła zamykając za sobą cicho drzwi. I znów bawiła się w obmacywanie ścian, po chwili jednak trafiła do gabinetu. Przykryła swojego braciszka kocem, nawet nie drgnął. Cóż sen potrafił zrobić z człowiekiem, nawet taki czujny zabójca nie potrafił mu się przeciwstawić, poddając się jego działaniu. Flawia cicho ziewnęła i już miała wychodzić gdy nagle świeczka zgasła. Niezadowolona dziewczyna powoli wyszła z gabinetu na korytarz. Miała ważenie że podłoga była zrobiona z lodu, a było tak ciemno, że nigdzie nie widziała swoich kapci. A raczej, kapci które dostała. Nie miała zamiaru znów się bawić więc ruszyła do pokoju w którym dziś miała spać. Było tak zimno że postanowiła pobiec, zakładała że po całym zamku roznosi się odgłos bosych stóp uderzających delikatnie o podłogę... Lodowatą podłogę. Dobiegała do schodów gdy nagle dostrzegła błysk. Nie miała jednak zamiaru się zatrzymywać, było zbyt zimno. Tym bardziej, że nie wzięła też szlafroka. Jednak ten ktoś zatrzymał ją tuż przed schodami.
-Ach, tu panienka jest. Właśnie sprawdzałem czy u pani wszystko w porządku gdy nagle zobaczyłem, że pani nie ma.
-O tej godzinie? Jak masz na imię? - Spojrzała na lokaja, był w ładnym eleganckim w ubraniu. Miał średniej długości, chyba brązowe włosy. Ale było ciemno więc nie mogła dostrzec wszystkich szczegółów. Oczy miał chyba niebieskie, były bardzo ładne, takie łagodne. Był starszy od niej może o rok, dwa lata.
-Canay, pani.
-Nie jestem panią Canay. Jestem Flawia. - Powiedziała szybko podając mu rękę, a właściwie to chwyciła jego dłoń i potrząsnęła nią delikatnie. Była taka ciepła...
-Panienka zmarzła... Flawio czemu nie masz kapci? - Spytał poprawiając się i patrząc na jej bose stopy. Dziewczyna szybko nimi przebierała nie chcąc, aby przymarzły do podłogi.
-Nie ważne, wracaj do siebie Canay. Dobranoc. - Odpowiedziała uśmiechając się lekko i wbiegając po schodach by jak najszybciej powrócić do swojego pokoju.
-Dobranoc Flawio. - Usłyszała tylko cichy i zmieszany głos chłopaka. Porozmawiałaby z nim, ale było zimno, a ona sama była już dosyć zmęczona. Szybko po omacku trafiła do swojego pokoju. Wleciała szybko pod kołdrę ciesząc się ciepłem. Przez chwilę jeszcze myślała o lokaju, a raczej o jego pięknych łagodnych oczach. Szybko zasnęła, a rankiem zbudziło ją pukanie do drzwi.
-Proszę! - Zawołała, aby ten ktoś ją na pewno usłyszał. Drzwi się otworzyły i jej braciszek wszedł do pokoju... Z jej kapciami w ręce. - O! Znalazłeś moje kapcie! Gdzie leżały? - Spytała zadowolona, siadając na łóżku.
~Braciszku?~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz