Katy spojrzała na ciało leżące przed nią. Dreszcze przeszły po jej plecach. Krwistoczerwona ciecz spływała po ścianie i powoli znikała, zmieniając się w popiół, podobnie jak trup. Nie chciała tu być. Nie chciała mieć z tą sprawą nic wspólnego. Zaczynała się bać samej siebie. Nie wiedziała, na ile jest zdolna i co jeszcze potrafi zrobić. Zabiła właśnie człowieka… no, może nie do końca człowieka. Chciała być normalna, a jedyne, co pamiętała to to, że ktoś wstrzyknął jej coś w szyję. Pragnęła tylko znaleźć osobę odpowiedzialną za to, co jej zrobili. Dowiedzieć się, jak to zrobili. I się zemścić. Odwróciła wzrok, zauważając obcą postać po boku. Przeklęła cicho w myślach i na pięcie odwracając się, pobiegła w stronę ciemnego korytarza, opuszczonego przez światło słoneczne, wpadające przez nieliczne okna. Jej obcasy jeszcze długo stukały, nosząc się po pustych korytarzach zamku.
--- Dobre parę godzin wcześniej ---
Shay uśmiechnął się do blondynki, a promienie słońca ogrzały jego twarz. Dotknął policzka dziewczyny i powiedział cicho;
- Oh, Julio… Zanim skończył mówić, na sali gimnastycznej rozległ się dzwonek. Chłopak z satysfakcją szybko opuścił dłoń i przeciągnął się, podnosząc ręce. Skrawek koszuli uniósł się, ukazując umięśniony brzuch. Nauczycielka westchnęła cicho i schowała dziennik do torebki. Zdjęła okulary z nosa i spojrzała zmęczonym wzrokiem na ucznia. Blondynka zdążyła już umknąć ze sceny, posyłając chłopakowi stęsknione spojrzenie.
- Shay Lawrence. Powinieneś zacząć to brać na poważnie.
- Przecież dobrze mi to wychodzi – uśmiech jeszcze się pogłębił.
Wychowawczyni nie odpowiedziała. Dobrze wiedziała, że to prawda. Sama niemal zmusiła go do wzięcia udziału w sztuce. Romeo i Julia miała zostać przedstawiona już pod koniec semestru, a uczennica grająca Julię wcale nie umiała wczuć się w role. Jedyne, co robiła, to wzdychała do Shay’a. W chwili, gdy brunet miał wychodzić, w progu pojawiła się wysoka, brązowowłosa dziewczyna o błękitnych oczach. Była naprawdę ładna. Pani McGrowey od razu wpadł do głowy idealny plan.
- Katy! Shay! – Zawołała.
Oboje powoli się odwrócili. Widocznie nieco bali się szalonych pomysłów nauczycielki.
- Może Katy zagrałaby Julię? – Zapytała.
- Nie wiem, czy dałaby radę – odparł Shay z aroganckim uśmieszkiem, za co dostał kuksańca od dziewczyny w żebra.
- Miałabym zagrać Julię? – Zaczęła wyliczać na palcach - Korzyści; pilnowanie własnego chłopaka, dodatkowe punkty, sława, pieniądze…
- Nie zapędzaj się, Kittycat – zaśmiał się Shay.
- Wchodzę w to!
- To widzimy się jutro na próbie! – Nauczycielka zamachała im scenariuszem – naucz się czegoś na jutro, to spróbujemy.
- Ta jest, majorze – roześmiana nastolatka popędziła do wyjścia, ciągnąc chłopaka za rękę.
- Wariatka – mruknął, zamykając drzwi.
Było już pusto, bo niedługo zamykano szkołę. Niestety, próby spektaklu odbywały się naprawdę późno. Poczuła chłód na gołych ramionach i nałożyła sweter, kierując się do swojej szafki. Nie przeszła pięciu kroków, kiedy ktoś nagle szarpnął nią w tył. Poczuła strzykawkę przy szyi… i więcej nie pamiętała. Gdy się obudziła, leżałam na mokrym bruku wśród ciemnych korytarzy. Głowa strasznie ją bolała, a nie wiedziała, ile przeleżała w chłodzie. Jej dżinsy dość przemokły, podobnie jak cienka bokserka, którą miała na sobie. Sweter leżał obok, brudny od podłogi. Znajdowała się w jakimś wiktoriańskim zamku, sądząc po oknach i pięknych obrazach. Nawet dywany przypominały średniowiecze.
- Gdzie ja do cholery jestem? – Mruknęła, wstając z jękiem.
Podeszła do okna, a to co zobaczyła, niemal zwaliło ją z nóg. Przed nią rozciągał się krajobraz niczym z książki do historii. Wielki zamek na wzgórzu, podzamcze, ludzie ubrani we fraki, nędzarze i piękne damy w sukniach. Zauważyła nawet dwóch, pojedynkujących się rycerzy. Pisnęła, gdy na niebie zobaczyła wielkie zwierzę, które strasznie przypominało jej… smoka. Wyciągnęła komórkę z tylnej kieszeni, ale nie było zasięgu. Wspinała się na palce, ale nic. Co to ma być? Jakiś festyn? – Myślała, przyglądając się obrazowi zza okna. Poszła przed siebie, chcąc poszukać jakiś ochroniarzy budynku czy kierownika imprezy, kiedy sobie przypomniała… napadnięto na nią w szkole. Nie powinna tu być
. - Shay? – Zawołała, przypominając sobie, że przecież chłopak był wtedy razem z nią – Shaaaaaaaaaaaaay?
Cisza. Głucha cisza. Jęknęła żałośnie, idąc wzdłuż ściany, prowadzącej na jakieś duże schody. Była w ich połowie, kiedy usłyszała kroki. Miała ochotę krzyczeć, ale upomniała się. Przecież ci ludzie ją porwali. Mogli być niebezpieczni, a ona musiała się wydostać. Ukryła się w wnęce pod schodami, kiedy obok niej przeszedł… kransal wraz z… wężoludziem. Co tu się do cholery działo? A może nadal śni? Lub to narkotyk?
<Malti? Seen? Rakaś? W jakimś zamku musi być xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz