.

.
.
.

środa, 4 lutego 2015

Od Naix'a - Cd. Serana

Instynkt. W takich momentach, gdy adrenalina krążyła w moich żyłach, a straże deptały mi po plecach to mogłem się zdać tylko na niego. Ktoś inny mógłby stwierdzić, że zdecydowanie pewniejszą metodą są przyjaciele czy chociaż kompani, albo logiczne myślenie, ale tutaj tak nie było. Dodatkowi ludzie wymuszali na Tobie podział łupów, dołączały kłótnie, a jeśli tworzyło się z nimi plan to wystarczył jeden drobny błąd, by wszystko się zawaliło, więc zbytnio mnie to nie przekonywało zwłaszcza, że nie mogłem sobie jakoś wyobrazić człowieka, któremu, by chciało się ze mną latać po wyspach i zmieniać miejsce co kilka tygodni. Zwłaszcza bez motywacji. Jeśli chodzi zaś o logikę to nie ma dla niej miejsca. Zawsze musisz stawiać, że masz mało czasu, w biegu zaś otoczenie zmienia się tak szybko, że trudno wymyślić coś z nim związanego co mogłoby utrudnić pościg. Wcześniej, planując akcje? Owszem, ale później polegasz głównie na odruchach i ulotnych myślach. Dlatego też biegłem przed siebie nie mając na razie żadnych pomysłów i też lekko potępiając się za poprzednie, a, gdy odwróciłem głowę stało się to co się stało. Wpadłem wprost na jakąś masywną postać, której w odruchu wysłałem nieme błaganie przypominające minę skrzywdzonego dziecka, a nie trwało długo, gdy ku mojemu zdziwieniu chwycił mnie mocno za odzienie i pociągnął jak wilczyca szczeniaka. Szok na chwilę sparaliżował moje myślenie, a również ciało przez co zrobiłem się luźnym workiem, który nie próbował nawet protestować przeciwko rzucaniu nim i pomiataniu. Dopiero potem, a właściwie po kilku wdechach spojrzałem nieco przytomniej na postać, ściągając odruchowo kaptur ni to w geście przywitania, ni w próbie choć lekkiej zmiany wyglądu jakby mnie znaleźli. Niedługo potem poczułem na ustach ciepłą rękawiczkę, dostrzegając również, że mój wybawiciel wysyła do mnie spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że mam siedzieć cicho. Jakbym nie zrozumiał pierwszego gestu. Kątem oka wyłapałem straże, które robiły tyle rabanu, że nawet gdybym się odezwał to pewnie, by mnie nie usłyszeli, ale posłusznie siedziałem cicho i zorientowałem się także, że mężczyzna jak zdążyłem zauważyć i poczuć, nadal trzyma mnie przy sobie. Nieco krępujące muszę przyznać zwłaszcza, że wciąż przeważała we mnie chęć ucieczki, a adrenalina szeptała mi do ucha, bym tego posłuchał, ale mój wybawiciel najwyraźniej nie zamierzał za długo mnie tak trzymać. Zaraz, gdy niebezpieczeństwo usunęło się pola widzenia i słuchu puścił mnie szybko, a także cofnął dłoń, która do tej pory spoczywała na moim ustach zaś ja szykujący się do tego wcześniej - odskoczyłem w bok. Cóż, może niezbyt wdzięczna postawa wobec kogoś kto prawdopodobnie ocalił mi życie, ale wolałem z początku mieć jednak jakiś dystans i widzieć dobrze przeciwnika jeśli, by się nim okazał. Na razie tylko mówił. Co prawda nie była to jakaś długa wypowiedź, ale mi na jakiś czas powinna wystarczyć. Teraz dość niegrzecznie i podejrzliwie przyglądałem się stojącej przede mną postaci, ale ostrożności nigdy za wiele zwłaszcza, że był dość interesujący. Cóż, na pewno był on mocno zbudowanym człowiek co właściwie od razu rzucało się w oczy, a mi z pewnością utrudniało wycieczkę. Starszy czego jednak nie zamierzałem uznać jako słabość bo doświadczenie często potrafi pokonać młodość, a dziwna pewność, która ukazywała się w jego dwukolorowych oczach wystarczająco odstraszała. Włosy - jasne i raczej krótkie, ale nie zwracałem zbytnio uwagi na szczegóły, które nie przydadzą mi się w razie konfrontacji. Bardziej zastanawiało mnie jego pochodzenie. Siłę miał co jest charakterystyczne dla chłopa raczej, ale ubiór znów mówił co innego. Co prawda zdarzali się szlachcice co wysyłali swoje dzieci do Szkół Rycerskich czy coś w tym stylu, ale ostatnimi czasy większość zmieniła się w opasłych leni. Jedna wielka zagadka, że tak powiem. Nieświadomie sięgnąłem do rękawiczek i ściągnąłem je w zamyśleniu, by potem mogły spokojnie wylądować pod płaszczem. Nie chciałem ich zgubić bo szczerze mówiąc to lubiłem je dość, a cena jaką musiałem za nie zapłacić też nie przekonywała do tego, by zgubić je w jakieś dziurze. Mój nieobecny wzrok utkwiłem w ścianie, pozwalając moim myślom płynąć spokojnie zwłaszcza przy nieco irytującej, ale umożliwiającej dumanie ciszy. Nadal miałem wątpliwości co do mężczyzny, który przede mną siedział zważywszy na to, że wyjął z kieszeni słoiki z drobnymi zwierzątkami, które rozproszyły ciemność, do której moje oczy zdążyły się przyzwyczaić. Świetliki. Znów patent wykorzystywany raczej w niższych klasach niż w szlachcie, której spokojnie było stać na zapasy świeczek czy nowe bajery, które sprzedawali wędrowni handlarze. Tego źródła światła jakie on znalazł raczej za często nie widziano w tej formie, zwłaszcza, że same stworzenia nie były za często spotykane, ale kilka razy zdawało mi się to zobaczyć. Coraz bardziej mnie intrygował chłop muszę przyznać, szczególnie, że również oceniał swoje szanse czy też po prostu moją posturę jak to robią szemrani ludzie, bądź nadzwyczaj ostrożni czyli zazwyczaj tacy, do których los nieszczególnie się uśmiecha. Jednak nie zajmował się tym długo bo albo już mnie zaliczył do słabeuszy, albo uznał za niegroźnego. Spokojnie schylił się po nóż, który wyciągnął z buta, a potem zaczął coś bazgrać na ścianie. Mimo chodem zerknęłam nieco ciekaw co tam robi, ale wysoka postać skutecznie mi to uniemożliwia. Zamiast tego dałem się nieco nabrać na jego udawaną pasję, a również i sprawdzić jego umiejętności czy też nie przechwala się tylko. Zrobiłem krok w bok, nie starając się go nawet zamaskować, a reakcja była zadziwiająca i natychmiastowa. Nawet jako złodziej zdziwiłem się na widok sprawności z jaką wykonał ten ruch i prędkości noża, który pojawił się przy mojej szyi. Zerknąłem w jego oczy widząc w nich pogardę, a potem poleciałem na ścianę choć przyznam szczerze, że niezbyt mocno. Przynajmniej nie chce mnie zabić - zanotowałem sobie w myślach, a potem znów skierowałem wzrok w jego stronę, pocierając przy okazji bark. Zbliżył się i znów poczęstował mnie tym razem ostrzejszym tonem, ale i tak niezbyt szczodrze - garstką słów.
- Dobra, dobra, spokojnie. - wyciągnąłem dłonie przed siebie w pojednawczym geście. - Przepraszam. - powiedziałem.
Nie zwykłem ludzi prosto o coś pytać, ale najczęściej ich po prostu testowałem chcąc sprawdzić jak się zachowają i kim naprawdę są, ale ten był raczej trudnym orzechem do zgryzienia i do tego raczej niezbyt rozmowny orzechem.
.- Cóż, przepraszam za maniery. - skłoniłem się przed nim z lekkim uśmieszkiem pałętającym się po mojej twarzy. - Naix jestem i dziękuję za ratunek jeśli nim faktycznie jest. Przepraszam też po raz wtóry za poprzednie zachowanie, ale niestety trudno na to cokolwiek poradzić - z natury jestem dość nieufny. Taka praca. - wzruszyłem ramionami jakby miało to usprawiedliwić moje zachowanie, a potem zawahałem się na moment i dodałem coś, przypominając sobie wzmiankę o moim udziale w przemyceniu kilku rzeczy. - Skąd jednak się znamy jeśli mogę zapytać?
Nie pamiętam wszystkich wypraw zwłaszcza z cygarami w roli głównej bo dość sporo już takich było, a niemal każdy kapitan stara się dorobić nieco w ten sposób. Cóż, uzależniające towary miały to do siebie, że schodziły w zadziwiająco szybkim czasie, a jeśli zawitało się do miasta gdzie produkują je na wysokim poziomie to zysk był gwarantowany. Oznaczało to jednak, że jego tymczasowy towarzysz wie coś o jego potrójnym życiu. Co prawda niekoniecznie wszystko, ale wiedział na pewno w jakich dwóch Gildiach mógłby go znaleźć, a jeśli słyszał pogłoski o Duchu Miasta to mógł to również skojarzyć. W końcu wiedziano, że jest to złodziej, który jest w mieście przez kilka tygodni, a potem znika gdzieś, by ujawnić się czasami i setki mil dalej. Jedyną zaś drogą do innych podniebnych miast gdzie zwykł się ukazywać były latające statki. Cóż, może być niemiło, może go zaskoczyć, ale na pewno będzie ciekawie, a to lubiłem.

<Seran? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz