.

.
.
.

czwartek, 5 lutego 2015

Od Serana - Cd. Flawii

Kompletnie nie mogłem się skupić na kolacji, choć moja służba naprawdę się postarała, by wszystko wyszło jak najlepiej. Jadalnia aż błyszczała, a na balkoniku u góry widziałem "ukradkowe" spojrzenia wszystkich pokojówek, czekających na naszą reakcję. Nie potrafiłem jednak o tym wszystkim myśleć. Kiedy tak Flawia się do mnie przytuliła, spełniając moje ostatnie myśli poczułem się tak jakoś... obco? Tak, to dobre słowo, choć brzmi źle. Czułem się zupełnie inaczej niż w normalnym życiu, jakby stanął czas. Tak dawno nikt nie okazał mi swoich uczuć przez sposób cielesny, że aż mnie to zdziwiło. W pierwszym momencie chciałem ją nawet odtrącić, nie wiedząc jak się zachować. Jak to ona mnie nazwała? Starszym braciszkiem, tak? Poniekąd mogłem tak myśleć, biorąc pod uwagę to całe pocieszanie czy też dzisiejsze przygody. Jednak takie nazewnictwo przyniosło mi na myśl mojego rodzonego brata, przez co od razu się zasmuciłem. Jakże odległe były te czasy, a czułem się ich niezwykle blisko. Nie dałem się jednak teraz tym uporczywym myślom, nie w momencie gdy Flawia znów jest tak bliska płaczu. Była ta osóbka dla mnie zbyt ważna, żebym przez taka błahostkę jak maniery ją stracił. Siedzieliśmy całkiem niedaleko siebie przy stole, więc mogłem mówić swobodnie, wcale się do niej nie zbliżając. Tak też wolałem chyba uczynić, bo inaczej mogłyby z tego wyniknąć jakieś nowe sytuacje, które pobudziłby mnie do myślenia o jakichś dyrdymałach. Wziąłem do rąk serwetę i otarłem z szczerze udawanym spokojem kąciki ust. Następnie położyłem rękę na pulsującej skroni, bojąc się o to, że zaraz wpadnę w zdenerwowanie. Nie oczywiście na dziewczynę, lecz na mą głupią bezsilność. Spojrzałem na nią ponownie i zobaczyłem jak się boryka z myślami i wyrzutami sumienia. Nie wiedziałem szczerze od czego tu zacząć, co zrobić, by była ona szczęśliwa na powrót. Oczywiście, zgadzałem się na to, by u mnie została, bo nawet sam o tym myślałem. Jednak jak załatwić jej wszystkie rozterki za pomocą zwykłych słów? Wolałbym szczerze rozwiązać to inaczej, nie bacząc na to, że było to do mnie zupełnie niepodobne. Nienawidziłem bezsensownie memłać językiem, przy okazji okazując moje uczucia. Wolałem pozostać przy mojej ukochanej masce uczuć, nie zdejmować jej. Jednak teraz... Teraz mogłem zaryzykować. Nie chciałem jej smucić, już nie dziś. Nie jutro. Nigdy.
- Flawio... Rozważałem już twój pomysł na początku, gdy tylko się zgodziłaś tu przyjechać. Fakt, możesz sobie uznać tę podróż za błąd, ale dałem ci alibi, że absolutnie nic ci się nie stanie. Wiem, że taka obietnica wypowiedziana z moich ust może być odebrana jako kłamstwo. Obiecuję ci jednak, że tym razem nie kłamię. Jakoś nie potrafię. Tymczasem ty spędzisz dzisiaj noc w pokoju Łabędzia.- powiedziałem tyle słów przepełnionych emocjami, jakby było to dla mnie codziennością. Spojrzałem znacząco na pokojówkę, która stałą przy drzwiach. Oczywiście znaczyło to, że miała przygotować wspomniany przed chwilą pokój na pobyt Flawii. Zastanawiałem się, czy znajdą się jeszcze jakieś ubrane na noc i to na krój kobiecy w tym domu, ale w najgorszym wypadku wyślę kamerdynera do miasta by kupił jak najlepszą koszulę nocną. Uwielbiałem pomieszczenie w którym miała dziś urzędować Flawia, urządzone wraz z architektami z taką pasją, że aż chciało się tam tylko wejść i zamieszkać. Było ono również ulubionym miejscem mojej poprzedniej narzeczonej, ale o tym akurat wolałem nie myśleć. Pokój odznaczał się w całym domu swoją jasnością i przejrzystością. Kremowe ściany z gustownymi obrazami, tapeta wraz z błękitnymi refleksjami. Najbardziej jednak lubiłem złotą klatkę niedaleko szafy w której mieszkały kowaliki i kardynały, pięknie świergoczące za dnia. Kiedyś poświęcano im o wiele więcej uwagi, jednak ja właściwie nie wchodziłem do tamtego pokoju, chyba że już z przymusu. Wolałem nie przywoływać wspomnień wraz z moją lubą tak łatwo. Cały zamek zresztą pozostał wraz z jej zmianami. Najbliższą mojego położenia był wielki, kryształowy żyrandol wiszący nad stołem. Sprowadzono go od jednego z najlepszych szklarzy. Nie wiedziałem, jakim cudem świece pewnego magika dają tak wspaniałe światło i nigdy się nie topią, ale nie myślałem nad tym zbyt długo. Widząc, że Flawia tak szybko mi nie odpowie wstałem z krzesła, pokazując, że kolacja została zakończona. Podszedłem do niej ostrożnie, bacząc na to by czasem swoim zachowaniem jej nie zrazić. Była taka delikatna, jak porcelanowa laleczka. Miałem wrażenie, że gdybym jej teraz dotknął trochę mocniej, mogłaby się rozpaść. Kaszlnąłem na boku, przez co zaniepokoiłem służbę. Myśleli pewnie, że zbliża mi się kolejny atak tych strasznych duszności. Powstrzymałem ich jednak ręką. Zrobiłem to by zwrócić na siebie uwagę Flawii. Podszedłem tak blisko, nawet stanowczo łamiąc zasady dobrego wychowania. A jednak zbliżyłem się twarzą do jej ucha i wyszeptałem, zapewne drażniąc ją ciepłym powietrzem. Nie to jednak mi teraz zawadzało.
- Jeżeli chcesz być moją siostrą, bądź. I tak nie mam rodziny. To będzie... miła odmiana.- po czym odsunąłem się od niej, sam dziwiąc się nad moją śmiałością. Skąd w ogóle zdobyłem się na taki gest? Dobrze, że mówiłem słowa, które wyjaśniały moje intencje, inaczej mogłaby sobie pomyśleć coś zupełnie innego, czego bym nie chciał. Faktycznie, brakowało mi brata tak bardzo, że z chęcią zdecydowałbym się na wzięcie Flawii pod swoje skrzydła. Była pierwszą od dawna, która mi zaufała. Potrzebowałem chyba takiej bliskości choć od jednej osoby na tym świcie, która mnie tolerowała. Byłem podobnież dla niej miły, zabawne. Chciałbym co prawda tak stwierdzić, jednak po dzisiejszych błędach tego nie uznawałem. Teraz już stałem przy niej, czekając na jej odpowiedź. Mogła to wyrazić jak chciała, nawet dać mi w twarz i odejść z honorem, nie obraziłbym się.

< Flawio? No to jak?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz