.

.
.
.

piątek, 6 lutego 2015

Od Serana - Cd. Tenebris

Zachowanie damy z która miałem właśnie do czynienia było co najmniej odbiegające od normy. Wydawało mi się, że woli ona patrzeć z uporem na tego Bogu ducha winnego nieboszczyka niż odwrócić wzrok i spojrzeć mi prosto w oczy. Czyżby nie bała się zabić, a taki zwykły czyn był dla niej zbyt wstydliwy? Zabawna sytuacja, doprawdy. Ona również spytała się mnie o mój powód do zbrodni, jednak nie wiedziałem, czy właściwie mogłem jej zaufać i powierzyć moją tajemnicę bez obawy, że komukolwiek to wyda. Zresztą, nawet gdyby chciała to i tak jeszcze nie wiedziała o kim mówić. To mi przypomniało o tym, że w tym całym zabieganiu spowodowanym naszym podwójnym zabójstwem nawet się jej nie przedstawiłem. W tym celu mógłbym właściwie podejść do kobiety, ale nie chciałem jej z miejsca do siebie zrazić, a w takich okolicznościach miałem niestety do tego dużo powodów. W każdym razie nie miała do mnie zapewne żalu, że go zabiłem, bo ona uczyniła to, bądź co bądź, w udziale z moją osobą. Tenebris, bo teraz już wiedziałem, że z panią o takim imieniu miałem właśnie do czynienia, mogła się na mnie gniewać tylko przez wzgląd na to, że przeszkodziłem jej w tym zleceniu, które to otrzymała. Byłem jednak pewien, że podczas naszego dialogu nabierze o wiele więcej powodów do odbierania negatywnych emocji do mnie, jak i do wszystkich rzeczy, które to mnie otaczają. Taki już po prostu miałem charakter, że nie dało się na mnie nie zdenerwować, nie znielubić mnie. Mogli oczywiście ludzie to ukrywać pod maską, ale ich reakcje zdradzały ich wszystkie myśli i intencje. Kiedy tak patrzyłem na okalaną księżycowym światłem Tenebris przez głowę przeszła mi myśl wręcz absurdalna, a jednak mogąca wzbudzić w niej jakąkolwiek reakcję spośród tych zimnych słów jakie wypowiedziała. Podszedłem cicho, bardzo się starając by nie zdradziła mnie skrzypiąc podłoga, czy też jakieś inne czynniki. Gdy byłem już bardzo blisko nastąpił moment zawahania, jakbym miał się z tego wszystkiego wycofać. Jednakże bardzo chciałem poznać jej prawdziwe ja, które mogłem wydobyć tylko podczas takowego czynu. Tenże argument przekonał mnie ostatecznie, wiec przystąpiłem do działania. Odwróciłem się do niej i, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować ująłem jej dłoń odziana w tą dziwną, metalową rękawicę i ucałowałem delikatnie, czując na ustach powiew chłodu. potem jakże szybko wyprostowałem się i z uśmiechem na twarzy przedstawiłem się w końcu.
- Seran Roamus Clainar. A mój powód do tego haniebnego czynu jest dokładnie taki, jak i twój.- z wielkim rozbawieniem zobaczyłem jak ta w końcu cofa szybko rękę i z ogromnym zdezorientowaniem cofa się szybko kilka kroków, aż na krawędź łóżka. Jeszcze trochę a wpadłaby na naszą ofiarę, ale szczegół. Nadal się uśmiechałem, licząc, że jeszcze mnie uderzy, czy coś w tym stylu. Takie jednak postępowanie wcale nie nastąpiło, co dla odmiany mnie wyprowadziło z równowagi. Jedyne więc co teraz dama robiła, to trzymała swoje kończyny górne ze plecami, przez co wyglądała dosyć zabawnie, niczym jakiś dostojnik dworski z samej śmietanki ich wszystkich. Jednak miałem przed sobą seryjną zabójczynię, taką jak i ja. Nasze reakcje były inne od większości ludzi, to fakt. Biorąc to pod uwagę mój uśmiech zszedł z twarzy, a ja sam podszedłem sposobem raka do oszklonej biblioteczki i przysiadłem na segmencie. Splotłem sobie dłonie, założyłem nogę na nogę i czekałem aż w końcu tamta uraczy mnie swym głosem. Już wiedziałem jak czuli się ci, którzy czekali tak na moją wypowiedź, gdy odchodziłem myślami w inne miejsce. Właściwie mógłbym stwierdzić, że kobieta zachowywała się teraz jak moje lustrzane odbicie. To ja próbowałem podtrzymać rozmowę, a ta się z niej na powrót odłączała. Po prostu pogrywała sobie ze mną tak łatwo jak ten stary kocur z małą szarą myszką. Niestety jednak tym razem gryzoniem byłem ja. niezbyt mi się taki obrót wydarzeń spodobał, bo teraz wypadało ją przeprosić, a tej czynności już w ogóle nie nienawidziłem. Już wolałem się położyć w tym łóżku koło martwego kowala, niż prosić o wybaczenie jak słabeusz. Jednak sytuacja tego wymagała, a ja, jako chcąc nie chcąc szlachcic z manierami musiałem stanąć na wysokości tego zadania i uniżyć swe honory przed panią Tenebris. Tym razem nie ruszyłem do przodu, by jej nie zrazić. Nawet nie miałem na to ochoty, nawiasem mówiąc. Najchętniej skuliłbym się teraz gdzieś w kącie, niczym karcony szczeniak. Mimo to spojrzałem na kobietę ponownie. Jej oczy świeciły na tle otwartego okna i, co gorsza, patrzyły prosto na mnie. Nie widziałem w nich jej intencji, więc rozłożyłem ręce na blacie mojego prowizorycznego krzesła i zacząłem znienawidzoną przeze mnie czynność.
- Przepraszam za moje maniery, to nie było godne szlachcica. W takim przypadku proszę panią o wybaczenie, już nie będę tak śmiały.- to mówiąc wstałem i ukłoniłem się nisko, starając się nie popełnić żadnej gafy. Nie chciałem bowiem kobiety do siebie zrazić już na wejściu, było to niedorzeczne. Zawsze bowiem na początek znajomości byłem kulturalnym i obytym mężczyzną. No, chyba, ze ktoś mnie zdenerwował już od początku, wtedy nie było co udawać. Musiałem jedna przyznać, że w tym konkretnym przypadku moje przeprosiny były również spowodowane wyrzutami sumienia wobec Tenebris, co mnie samego trochę dziwiło. Przecież zazwyczaj kierowała mną wyłącznie etykieta. Czemu wiec tym razem było inaczej? Zapewne dlatego, że chciałem poznać nową osobę, która trudziła się w tym samym brudnym fachu co ja. Moglibyśmy się choćby jakoś wymienić refleksjami na temat tej pracy, porównać naszą taktykę. Mogłem to robić z ludźmi z Bractwa co prawda, ale dawno już wszyscy mnie znienawidzili, zdążyli ze mną już przecież rozmawiać. Mówiąc tak, aby nie przytaczać cięższych słów, nie należało to do konwersacji szczególnie dla mnie przyjemnych i zapamiętanych dobrze. Nie oni się jednak teraz liczyli, a reakcja pani, która nadal stała tam na swoim miejscu. Patrzyłem w jej oczy, a ona nie spuszczała wzroku. W takim razie była dość odważna, gdyż wielu spuszcza wzrok po jakimś czasie. Zadowoliło mnie to. Ciekawe, czy miałem przed sobą godną przeciwniczkę, czy też wręcz przeciwnie, kreowało się tu coś przyjemnego? Nie mogłem niczego sądzić, wyciągać żadnych wniosków po tej naszej urywanej, choć i burzliwej rozmowie. W każdym razie ta dziewczyna musiała mi teraz wybaczyć, inaczej zaprzepaściłem swoje szanse na sukces w tej oto konwersacji, jak i znajomości. Mogła przykładowo za chwilę wyskoczyć bezceremonialnie przez okno lub wybiec bardziej cywilizowanie drzwiami. Tak czy siak, mogła mnie opuścić lub przystać na ugodę. Musiałem tylko cierpliwe poczekać na zakończenie mojej niepewności ciągnącej się w nieskończoność.

< Tenebris? Wybaczysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz