Była piękna, gwieździsta noc. Przynajmniej dla wszystkich normalnych ludzi powinna być urocza. Cudne światła na ciemnym niebie były jak miliony lampionów. Na dodatek księżyc w pełni dodawał niepotrzebnego światła na ulicach miasta. Gdy niebo było pochmurne zawsze łatwiej było poruszać się nocą niezauważonym. Tymczasem ulice były pokryte bladą poświatą, która była zgubna dla człowieka o takich zamiarach, jak moje. Tak, dzisiejszej nocy miałem zlecenie. Obudziłem się w środku nocy, jakby mój instynkt był już nastawiony na takową porę. Nałożyłem na siebie swój ulubiony szlafrok i podszedłem na taras. Widziałem z dali zarysy wyższych budynków miasta, ale i tak było to zbyt mało na zaplanowanie sobie trasy. Wiatr wiał mocno z południa, przeczesując mi włosy. Musiałem co chwila mrugać, by do oczu nie dostały mi się drobiny kurzu z drogi. Na powrót wszedłem do mojego pokoju, gdzie zacząłem się ubierać w czarne szaty. Wyjątkowo założyłem też kaptur, tak na wypadek gdyby ktoś mnie rozpoznał w tym znikomym świetle. Następnie otworzyłem cicho me drzwi i poszedłem do zbrojowni, by wybrać sobie broń idealną. Było to zlecenie z Gilidii, tym razem nie zatrudniłem się sam. Moim celem stał się jakiś mieszczanin o średnim dobytku, był kowalem. Na śmierć zasłużył przez to, że obkuwając konie Bractwa Cienia oszukał nas. Niby zrobił porządną robotę i zapłaciliśmy mu sowicie, a gdy tylko zniknął to zaraz nasze wierzchowce zostały bez nich, wszystkie jak na zawołanie poodpadały. Za takie oszustwo mu się należało, przynajmniej z punktu widzenia Night Mother, ale akurat nie mogłem tego zdania kwestionować. Mogliśmy mu chociaż uciąć ręce, dałby sobie jakoś chłopina radę. Oczywiście jednak czekała go śmierć. Wziąłem z lubością do rąk jeden z moich ulubionych mieczy. Był świetnie wyprofilowany, a jego rękojeść świetnie dopasowywała się do kształtu mojej dłoni. Tak, to był świetny wybór na dzisiejszy dzień. Włożyłem go do pokrowca tuż przy moich spodniach. Był on jednak tak świetnie wymyślony, że stworzono go z tego samego materiału z którego wykonano moje spodnie, dzięki czemu nie widać było aż tak mojej broni. Wyszedłem tylnym wyjściem przez ogród i ruszyłem do mojej stajni. Wziąłem jednego z najszybszych koni, dereszowatego achał-tekina. Nie pamiętałem właściwie jego imienia, bo nie zajmowałem się tymi zwierzętami. Były tu tylko po to, by jeszcze bardziej okazywać moje bogactwo. Ich ujeżdżaniem i dopieszczaniem zajmowali się moi specjalnie wynajęci instruktorzy jazdy. Oczywiście nie wynajmowałem koni na innych jeźdźców, niedorzeczność. Spojrzałem na tabliczkę przy jego boksie i już wiedziałem, że nazywa się Arkan. Całkiem godne imię, więc szybko go przygotowałem. Już po chwili galopował w dzikim pędzie ze mną na grzbiecie. Normalnie cieszyłbym się z tej przejażdżki, jednak teraz musiałem być cicho. Przywiązałem go na długim i mocnym sznurze do rozłożystego dębu rosnącemu przy wejściu do miasta. Sam ruszyłem śmiało wyznaczoną trasą. Miałem adres, wszystko. Dotarłem do małego, drewnianego domku niedaleko centrum. Na moje szczęście na całej ulicy nie paliło się żadne światło, więc nie powinienem być obserwowany. Wszedłem tylnym wejściem do jego mieszkania. Słyszałem miarowe chrapanie w jednym z pokoi i zobaczyłem samotnego człowieka w długiej czapce. Porównałem go z portretem pamięciowym, upewniając się, że to na pewno on. Podszedłem do niego i wydobyłem moje cudne ostrze. Podniosłem je wysoko do góry i tylko gdy przebiłem jego ciało w miejscu serca, ale zaraz po tym odskoczyłem ze zdziwieniem. W tym samym momencie do ran moich dołączyły metalowe strzałki, przebijające jego ciało. Nie żył, prawda. Rozejrzałem się ze zdenerwowaniem po pomieszczeniu, a w oknie ujrzałem kogoś w zbroi, który przygotowywał się do skoku i ucieczki. Na moje szczęście miał na sobie pelerynę, więc rzuciłem mieczem tak, jakby był oszczepem i przybiłem jego odzienie do podłogi, uruchamiając go. Spadł z gruchotem na drewnianą posadzkę. Nie, nie spadł. Spadła. Nie żeby dziwił mnie widok kobiety zabijającej kogoś, bo był to widok całkiem powszechny, w końcu w Bractwie były i kobiety. Jednak jej strój, zrobiony z jakiegoś dziwnego stopu metali trochę mnie zmylił.
- Najwidoczniej droga pani mieliśmy tę samą ofiarę. Przepraszam za moje maniery, ale jednak chciałem się dowiedzieć, jaki był twój powód do zabójstwa.- po tych słowach wydobyłem bezceremonialnie miecz z jej peleryny i wyciągnąłem dłoń, by mogła wstać swobodnie. Ta jednak fuknęła tylko i podniosła się ufając własnemu ciału. Najwidoczniej pani miała charakterek, czyli szykowała się ciekawa rozmowa. Byłem gotów nawet zapłacić jej za zniszczone mienie, ponieważ przez mój rzut w jej odzieniu została spora dziura. Chciałem tylko dowiedzieć się o kilku rzeczach. Nigdy nie spotkałem innego zabójcy spoza Bractwa, więc była dla mnie tym bardziej zagadkowa. Nie chciałem wcale jej jakoś przetrzymywać, bo raczej szybko by się wywinęła, szatkując mnie za pomocą tych swoich strzałek, których w łatwy sposób zapewne bym nie uniknął. może jeszcze zawierały jakąś truciznę, a takie rozwiązanie już szczególnie by mnie uszkodziło, i to nie tylko w przenośni. Kobieta z która to miałem do czynienia była wysoka, a włosy miała czarne jak ten kot, który przebiegał ulicę dla pechowców. Zdziwiło mnie też, że tak jak ja miała różne tęczówki, bo oprócz mojego brata nie znałem nikogo innego z tą przypadłością. W jakimś tam więc sensie była do mnie podobna, mogłem pomyśleć. Tak jednak się nie stało, bo nie znałem nawet jej imienia. Nie wyglądała jednak na osobę o łatwym charakterze, więc tym bardziej będzie nam trudno nawiązać kontakt. Postanowiłem jednak spróbować choć trochę, bo zbytnio mnie zdziwiła tym jak równocześnie doprowadziliśmy do śmierci tego mężczyzny, który teraz już brudził swoją pościel na czerwono. Zignorowałem go jednak, bo nie należał do naszego świata. Stanąłem przy ścianie i splotłem dłonie w geście wyczekiwania, by zachęcić tą oto pannę do udzielenia mi łaskawie odpowiedzi. Widziałem, że też jest z lekka zdziwiona, pewnie też nie była przygotowana na to, że ktoś jej przeszkodzi w dzisiejszej zbrodni. Nie wyglądała na amatorkę w tej czarnej dziedzinie zawodowej, więc mogła się ze mną wymienić swoimi refleksjami, jeśli tylko by zechciała. Jak na razie jednak odgoniłem myśli przyszłościowe i po prostu czekałem z udawanym spokojem aż się odezwie. Tak na prawdę moje emocje grały we mnie nerwowe staccato i niczego innego nie pragnąłem jak cofnąć czas wstecz i pojawić się tu o pół godziny wcześniej, wtedy bym na nią nie natrafił. Teraz jednak byłem zmuszony zmienić moje plany na tą noc.
< Tenebris? Podwójne zabójstwo przynosi jakieś następstwa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz