Potrząsnąłem głową, chcąc pozbyć się ciemnych plamek tańczących na granicy pola widzenia. Zwykłe zaklęcie wzmocnione znacznie zapewne przez wróżkę pozbawiło mnie sporej ilości sił.
- Zamierzam zabrać cię gdzieś w bezpieczne miejsce. Nikt nie powinien niewolić innych istot. - powiedziałem z naciskiem - Podejdź proszę.
Skrzydlata dziewczyna długo spoglądała na mnie nieufnie, w końcu podniosła się z ziemi i chwiejnym krokiem podeszła nieco bliżej.
- Spróbuję zdjąć kajdany. - wyjaśniłem, widząc nieme przerażenie w jej oczach.
Powoli wyciągnąłem otwartą dłoń, nie chcąc spłoszyć bojaźliwej osóbki. Dotknąłem opuszkami palców chropowatej powierzchni żelaznej obręczy na smukłej szyi. Przymknąłem oczy, szepcząc zaklęcie w ojczystym języku. Po chwili łańcuchy opadły z cichym brzękiem.
- Jak to zrobiłeś? - spytała cichutko.
- To mocno zanieczyszczony stop żelaza, zawiera ziemię. - nie chciałem zaśmiecać umysłu wróżki informacjami o istnieniu niewielkich cząsteczek, którymi można było manipulować przy pomocy energii. - Trzymaj się mocno. - bez uprzedzenia podniosłem ostrożnie dziewczynę, sadzając ją na grzbiecie.
- Czego? - pisnęła drżącym głosem.
- Obejmij mnie w pasie. - mimowolnie uśmiechnąłem się lekko, czując zawstydzenie wróżki.
Poczułem na skórze ciepło bijące z wątłych ramion, nie wiedzieć czemu sprawiło mi ono przyjemność. Może zbyt długo przebywałem w odosobnieniu, utrzymując wszystkich na dystans.
- Zawiozę cię do szamana Motylku. - rzuciłem przez ramię, ruszając z kopyta.
Zwolniłem zaraz, słysząc zduszony okrzyk towarzyszki
- Wybacz. - powróciłem na ścieżkę, utrzymując tempo wolnego kłusu.
Rozglądałem się czujnie, nasłuchując oznak obecności pogoni. Drzewa pochylały gałęzie nad naszymi głowami szepcząc o bezpiecznej drodze. Wyczuwały intruzów, jednak daleko stąd. W połowie drogi do domu szamana poczułem jak dziewczyna zsuwa się z grzbietu, przysnąwszy podczas jazdy. Zdołałem ją złapać w ramiona i resztę drogi przebyłem, niosąc ją na rękach. Była zaskakująco lekka, a delikatne, motyle skrzydła mieniły się lekkim blaskiem. Na twarzy leśnego stworzenia wypłynął spokój. Wyglądała przepięknie w promieniach księżyca w pełni. Zamyślony nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy na miejsce. Niewielka, drewniana chatka z zapadniętym dachem wyrosła u boku potężnego, prastarego drzewa, wyglądem przypominając grzyb. Zastukałem kilkakrotnie kopytem w ziemię, licząc, że gospodarz mimo późnej pory nie śpi. Nie myliłem się, już po chwili z wnętrza domostwa dobiegło mnie zduszone pochrząkiwanie i odgłos stóp.
<Florano?>
Rozglądałem się czujnie, nasłuchując oznak obecności pogoni. Drzewa pochylały gałęzie nad naszymi głowami szepcząc o bezpiecznej drodze. Wyczuwały intruzów, jednak daleko stąd. W połowie drogi do domu szamana poczułem jak dziewczyna zsuwa się z grzbietu, przysnąwszy podczas jazdy. Zdołałem ją złapać w ramiona i resztę drogi przebyłem, niosąc ją na rękach. Była zaskakująco lekka, a delikatne, motyle skrzydła mieniły się lekkim blaskiem. Na twarzy leśnego stworzenia wypłynął spokój. Wyglądała przepięknie w promieniach księżyca w pełni. Zamyślony nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy na miejsce. Niewielka, drewniana chatka z zapadniętym dachem wyrosła u boku potężnego, prastarego drzewa, wyglądem przypominając grzyb. Zastukałem kilkakrotnie kopytem w ziemię, licząc, że gospodarz mimo późnej pory nie śpi. Nie myliłem się, już po chwili z wnętrza domostwa dobiegło mnie zduszone pochrząkiwanie i odgłos stóp.
<Florano?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz