.

.
.
.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Od Alastora - Cd. Annabeth

Czarownik unosił się w wielkiej bańce szklanej otoczony delikatnymi obłoczkami. Głowa bolała go niemiłosiernie i notował w niej aby coś z tym potem zrobić. Przed oczami widział wszystko co działo się wokół statku z niezwykłą wyrazistością. Daleko w dole szumiała ciemna woda a w górze płynęły leniwie chmury. Gdy nieco się skupił ujrzał również pokład. Nessara opartego o reling z twarzą ściągniętą wściekłością. Zawsze był wściekły. Jaka strata czasu. Annabeth...
Uśmiechnął się lekko i skręcił nagle, a dziewczyna pisnęła lądując na niewielkiej ławeczce. Dolatywali do sporego portu powietrznego Fronterizo. Miał nadzieję, że nikt jeszcze nie rozpoczął poszukiwań dziewczyny. Wolałby jej nie narażać ale nie miał wyboru. Obecność Nessara na statku i awaria sterowania wszystko zmieniały.
- Zdążymy. - szeptał a głos roznosił się jak w jaskini.
Zatrzymał statek idealnie w wyznaczonym i wcześniej wykupionym miejscu. Odetchnął z ulgą i wypadł z bańki. Całe ciało bolało go tak jakby sam ciągnął przed chwilą wszystko.
- Jakiś obłęd! Już wolę lecieć na ślepo. - wyszeptał.
Wstał z trudem i pociągając nosem ruszył na pokład. Jak wielkie było jego zdumienie gdy ujrzał wchodzącą ciemnowłosą kobietę i jej... pieska. Nagle wstąpiła w niego energia.
- Halo to prywatny statek. - zaszedł jej drogę.
Natychmiast tego pożałował. Stworzenie wyszczerzyło groźnie kły i skoczyło. Przygwoździło czarownika do desek warcząc strasznie.
Tenebris rozejrzała się spokojnie jakby nic się nie stało. Spostrzegła dziewczynę i uśmiechnęła się strasznie.
- Witaj Annabeth. Twój tatuś tęskni.
Ann wstała ze zgrozą w oczach.
- Nigdzie nie idę.
- Mmm naprawdę sądzisz, że masz jakiś wybór?
Alastor zaklął szpetnie i wyszeptał szybkie zaklęcie które jak sądził mimo jego kiepskiego stanu powinno zadziałać. Błysnęło mocne światło a stwór odskoczył skomląc cicho. Nic mu się nie stało, tylko został nieco oślepiony.
- Czego chcesz i kim jesteś? Nie będę tolerował grabieży na moim statku. - powiedział groźnie.
Wyszło raczej kiepsko przez cieknący nos, czerwone oczy i chrypkę. Ale się starał. Stanął tak aby Annabeth znalazła się za nim. Kobieta uśmiechnęła się złowrogo.
- To nie ja tu jestem tą złą. Ty porwałeś Annabeth.
Omal się nie zachłysnął.
- Słucham?!
- Jest młoda, głupiutka. Pewnie naopowiadałeś jej kłamstw. No? Przyznaj się.
- Nic nie mówiłem! Chcę jej tylko pomóc. Nie będzie klaczą przetargową dla swojego ojca. - powiedział z groźnymi iskierkami w zielonych oczach.
Kichnął. Maleńkie wiązki zielonej magii w drobnych eksplozjach ogarnęły statek i powietrze wokół. Tenebris musiała się cofnąć klnąc pod nosem.
- Nie atakuj mnie bo pożałujesz.
- Ale to... to... to... - kolejne kichnięcie.
I jeszcze więcej dziwnych anomalii magicznych. Jedna wyglądająca jak pijany ognik, dotknęła jej włosów zmieniając ich barwę... na neonowy róż.

<Tenebris, Annabeth? Hehe >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz