.

.
.
.

wtorek, 6 stycznia 2015

Od Charlotte - Cd. Malthaela

Charlotte siedziała w pokoju pełnym książek. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. W końcu ubrała na siebie czarny strój do jazdy konnej - jedynie spodnie, jakie miała - włosy związała w kucyka, a małe sztylety obronne, które nosiła zawsze ze sobą, pochowała do wysokich kozaków. Wyjrzała za drzwi .Strażnicy rozmawiali ze sobą, chyba coś popijac i zupełnie nie zwrócili uwagi na otwarte drzwi. Wymknęła się cicho, od razu wskakując w jeden z ciemnych korytarzy dla służby.
- Przeklęty! - Warknęła pod nosem, idąc długim korytarzem, prowadzącym po bokach domu do wszystkich komnat, nawet lochów - jakby po prostu mógł nie przychodzić! Skoro już dał Raphaelowi zaproszenie.... - westchnęła cicho - co ja gadam? Przecież to był mój pomysł... Ale gdyby normalnie się tam zjawił... Szlag, dlaczego po prostu nie może mnie nienawidzić? Zniknąć z mojego życia, by nie cierpieć tyle?! Przecież może z tego uciec! Wystarczy tylko chcieć! On ma do tego władzę! Poza tym jest jeszcze Raphael i piątka innych demonów...
- Charlotte - usłyszała obcy głos.
Za nią pojawił się wysoki mężczyzna z kocimi oczami i w długiej pelerynie z kapturem. Bane. Magnus Bane. Lotte jęknęła cicho. Co on tu robił? Miał ją pilnować?
- Muszę ci coś powiedzieć, za nim cokolwiek postanowisz. - Powiedział, podchodząc.
- Nie rozumiem... czemu? My się nie znamy, i...
- Ale twoja przyszłość to przyszłość narodu... - mruknął, jakby do siebie - eh, gdybyś tylko wiedziała, jaka została ci przydzielona rola, uciekłabyś stąd, nie myśląc o niczym.
- O co chodzi...? - Wydawała się być coraz bardziej zniecierpliwiona.
- To Malthael wybił twoją rodzinę - dotknął jej czoła, a na nim pojawiła się błyszcząca runa - nie czas.
Przed jej oczami zaczęły przelatywać różne obrazy. Głównie z jej rodziną. Nie było jej wtedy na świecie, ale najwidoczniej Magnus znał ich dobrze. Następnie pokazano, jak jej ojciec ginie w płomieniach. Dalej była Amatis, razem z Desmodorem w zamku. Ostatnim z obrazów był... Malthael pochylający się nad zwłokami jej matki, jescze młodej. Zachłysnęła się powietrzem, ale nie mogła zmusić się do zamknięcia oczu. Wizja zakończyła się, gdy do pomieszczenia wpadł Desmodor. Błysnęły jeszcze przebłyski Komnaty z Lodowymi Sarkofagami i Lotte znów była w ciemnym zamku.
- Nic nie rozumiem - jęknęła, rozkładając ręce - to było... - po policzku spłynęła jedna, kryształowa łza.
- Amatis nie zmarła ze starości - uśmiechnął się lekko Magnus. - Wszyscy kłamali.
Zniknął. Tak po prostu. Lotte wyciągnęła sztylet i ze łzami w oczach zaczęła biec, ignorując stukot butów, niosiący się echem po zamku. Chciała znaleźć Malthaela.
I zapytać go o to, co widziała.
Niedługo, gdy już miała wchodzić na schody prowadzące do lochów, obok niej ściana buchnęła, a w niej stał Raphael z rękami w kieszeniach i nogą, wciąż wybitą do kopnięcia, po zburzeniu ściany. Spojrzał na Lotte, po czym uśmiechnął się zabawiacko.
- Dzień Dobry - schylił się nieco.
- Gdzie Malthael?
- Zarządał, żebym sobie poszedł - wzruszył ramionami.
- A ty mu tu pozwolisz umrzeć?
- Kotku, on tak łatwo nie zginie - zaśmiał się - nie przyjął mojej pomocy, a co ja go będę zmuszał? Nie moja sprawa i tyle. Ale radzę ci jedną rzecz - uważaj na niego. Jest nieprzewidywalny. Gdy mu się znudzi, zniszczy cały ten pałac, jeśli zechce. Chyba się wkurzył, bo powiedziałem mu parę ostrych słów. Ostatnim razem go widziałem, próbującego rzucić się na mnie, wyrywając łańcuchy ze ścian. Komiczny widok, ale lepiej, żebyś takich unikała. A teraz, za pozwoleniem - ukłonił się i rozpłynął w oparach mgły.
Lotte chwyciła mocniej sztylet i powoli zaczęła schodzić w stronę Malthaela.

<AjWrołtSamfingFajnali>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz