Władca uśmiechnął się lekko i pocałował ją w czoło.
- Możesz teraz odpoczywać ile chcesz kochanie.
- Tobie też to się przyda. - mruknął Malthael. - Mocno oberwałeś od Garudy.
Desmodor zachwiał się ale został przez nich podtrzymany.
- Opatrunki póki co trzymają.
- Póki co to jesteś pozszywany na słowo honoru.
Clarissa spojrzała przestraszona.
- Pokaż mi ranę.
- Nie ma o czym mówić. - machnął niepewnie dłonią.
- Malthaelu. Zaprowadzimy go do skrzydła uzdrowicieli. Sama się nim zajmę.
- Mmm to rozkaz? - zapytał drwiąco.
- Tak.
- To się wypchaj. - pomachał skrzydłami i zaczął odchodzić.
- Ty świnio, pomóż mi!
- Prosisz? - zapytał spoglądając przez ramię.
- Niech ci będzie. Proszę pomóż mi.
- Widziałem kiedyś takie pudełko gnomów co zatrzymywało głos i potem go odtwarzało. Jaka szkoda, że nie mam jednego. - pokręcił głową i chwycił pod ramię Władcę. - No dobra Marcheweczko prowadź.
Oberwał od niej pięścią w brzuch ale tylko się zaśmiał. Doszli z trudem do platformy teleportacji i po chwili znaleźli się w upragnionym miejscu. O tej porze było na szczęście puste. Jeśli nie liczyć jednej osóbki... Vanessy.
<Clarisso? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz