Zdusiłam przekleństwo i mamrocząc pod nosem coś o futrzanych zabawkach i jarmarcznych kuglarzach wyminęłam maga. Nadąsana ruszyłam ciemnym korytarzem do głównej sali gospody. Kiedy weszliśmy do środka (na szczęście obyło się bez przepychanek...), nieliczni goście pochrapywali nad kuflami piwa, a stary bard brzdękolił smutną melodię na lutni.
- Kocia muzyka, powinna przypaść ci do gustu. - uśmiechnęłam się jadowicie, kątem oka spoglądając na czarodzieja.
- Słuchałem lepszej. - wzruszył obojętnie ramionami i pomaszerował w stronę wyjścia.
Poły szaty maga wyszywane złotymi nićmi połyskiwały lekko w słabnącym świetle dogasających świec. Na zewnątrz budynku przywitała nas ciemność nocy. Ponad szczytami dachów dostrzegłam światła bijące z okien budowli, do której zmierzaliśmy.
- Przynajmniej nie pobłądzimy. - rzuciłam w zamyśleniu.
Tymczasem Asmistus w milczeniu skierował kroki ku wylotowi wąskiej uliczki. Złapałam go za ramię i zatrzymałam.
- Jeśli nie chcesz, żeby poderżnęli ci gardło, pozwól, ze pójdę pierwsza.
- Martwisz się o mnie? - założył ręce na piersi i przekrzywił głowę nieco w bok.
- Oczywiście. Całą moją reputację szlag trafi, jeśli dowiedzą się z kim przestaję. - zaśmiałam się niewesoło.
Prawda była taka, że w ciemnych zakamarkach uśpionego miasta atakowano wszystkich bez wyjątku. W spokoju pozostawiano jedynie tych, którzy budzili strach. Nie przeczę, że czarodziej zdołałby sobie poradzić i to z niezłym skutkiem. Niestety bogaty strój wręcz krzyczał, że mam pieniądze i warto zaryzykować. Przymknęłam oczy, pozwalając energii wypełnić ciało. Natychmiast cienkie żyłki srebrnego blasku oplotły moją osobę i rozświetliły oczy. Pewnie wkroczyłam na brukowaną uliczkę, rozświetlając nieco mrok. W mieście chodziły już pogłoski o demonach porywających ludzi, więc postanowiłam nieco skorzystać z ich niesławy. Gdzieś w cieniu klatki schodowej ktoś zdusił jęk i wstrzymał oddech. Do wielkiej willi bogatego szlachcica dotarliśmy w miarę bezpiecznie.
- Jesteśmy na miejscu. Lustro jest tam. - wskazałam palcem uchylone okno na najwyższym piętrze.
<Asmi?>
- Słuchałem lepszej. - wzruszył obojętnie ramionami i pomaszerował w stronę wyjścia.
Poły szaty maga wyszywane złotymi nićmi połyskiwały lekko w słabnącym świetle dogasających świec. Na zewnątrz budynku przywitała nas ciemność nocy. Ponad szczytami dachów dostrzegłam światła bijące z okien budowli, do której zmierzaliśmy.
- Przynajmniej nie pobłądzimy. - rzuciłam w zamyśleniu.
Tymczasem Asmistus w milczeniu skierował kroki ku wylotowi wąskiej uliczki. Złapałam go za ramię i zatrzymałam.
- Jeśli nie chcesz, żeby poderżnęli ci gardło, pozwól, ze pójdę pierwsza.
- Martwisz się o mnie? - założył ręce na piersi i przekrzywił głowę nieco w bok.
- Oczywiście. Całą moją reputację szlag trafi, jeśli dowiedzą się z kim przestaję. - zaśmiałam się niewesoło.
Prawda była taka, że w ciemnych zakamarkach uśpionego miasta atakowano wszystkich bez wyjątku. W spokoju pozostawiano jedynie tych, którzy budzili strach. Nie przeczę, że czarodziej zdołałby sobie poradzić i to z niezłym skutkiem. Niestety bogaty strój wręcz krzyczał, że mam pieniądze i warto zaryzykować. Przymknęłam oczy, pozwalając energii wypełnić ciało. Natychmiast cienkie żyłki srebrnego blasku oplotły moją osobę i rozświetliły oczy. Pewnie wkroczyłam na brukowaną uliczkę, rozświetlając nieco mrok. W mieście chodziły już pogłoski o demonach porywających ludzi, więc postanowiłam nieco skorzystać z ich niesławy. Gdzieś w cieniu klatki schodowej ktoś zdusił jęk i wstrzymał oddech. Do wielkiej willi bogatego szlachcica dotarliśmy w miarę bezpiecznie.
- Jesteśmy na miejscu. Lustro jest tam. - wskazałam palcem uchylone okno na najwyższym piętrze.
<Asmi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz