Eli drżąc coraz mocniej spoglądała na siedzącego naprzeciwko maga. Nie panowała już nad łzami które niczym rzeka płynęły po policzkach.
- Boreaszu. - wyszeptała łamiącym się głosikiem.
- Mmm?
- Jesteś... kochany. - skoczyła zwinnie zarzucając mu ręce na szyi. - Dziękuję. Jeszcze nikt nie był dla mnie taki miły. - wtuliła się w niego z ufnością.
Mag uśmiechnął się aż za szeroko. Na szczęście nie widziała dziwnych iskierkach w różnobarwnych oczach. Otoczył ją ramionami, tuląc delikatnie.
- No już nie płacz. Szkoda twoich łez.
- Mhm. - wyszeptała próbując doprowadzić się do porządku. Z marnym skutkiem, ale liczyły się chęci. - A co jeśli mój brat w końcu mnie znajdzie? - zapytała siadając ponownie w fotelu.
Klemens wskoczył na kolana ugniatając sukienkę. Pogłaskała puchaty łebek.
- Twój brat chym... - zastanowił się wstając.
Gdyby ktoś stał z tyłu i mu się przyglądał powiedziałby, oto prawdziwy mag, otoczony mgiełką tajemnicy. Cóż trzeba zachować pozory prawda?
- Nie sądzę aby cię znalazł. Jesteśmy bardzo daleko od Nilfheimu.
- Ale... on ma wielu potężnych przyjaciół. - kontynuowała.
Przynajmniej tak twierdził gdy jej się chwalił.
- Cóż na lodowym pustkowiu raczej mamy niewielu turystów.
- Nie boisz się?
Usłyszała jego radosny śmiech który każdego normalnego przywiódłby o ciarki na plecach.
- Jego?! Zdecydowanie nie. - zmarszczył brwi widząc paskudnie zranioną rękę dziewczyny. - Musimy to jako tako zaleczyć.
Opuściła nieco głowę zmartwiona.
- To tylko drobna...
Nie zdołała dokończyć gdyż Boreasz chwycił ją za rękę i zrzucając psa poszedł długimi korytarzami do jednego z pokoi. W środku znajdowała się zielarnia, a przynajmniej coś mogącego za nią uchodzić. Wskazał rośliny z uśmiechem.
- Znasz się na tym?
- Jako tako. - powiedziała zadowolona, wymijając go.
Chwyciła kilka pęczków i zaczęła robić średnio pomocny okład. Lepsze jednak to niż nic. W domu zazwyczaj musiała sobie radzić z drobnymi stłuczeniami, rozcięciami i oparzeniami. John często doprowadzał do dziwnych wypadków z nią w roli głównej. Czy miała mu to za złe? Nigdy nie sądziła aby mogło być inaczej. Przecież na pewno zasłużyła sobie na to.
Zaczęła z trudem owijać rękę nowym opatrunkiem i po chwili, szczęśliwa stanęła przed magiem.
- No, to chyba wystarczy. - mruknął z zamyśleniem. - Ale póki co masz zakaz gotowania.
- Co?!
- No niestety. - pogroził palcem.
- Ale... ale...
- Ja będę gotował. - dodał z dumą jakby właśnie odkrył kamień filozoficzny w pigułce.
- O Bogowie. Ale może lepiej by było, gdybym przynajmniej... no nie wiem.... nadzorowała to? - zapytała patrząc niepewnie.
- Zaraz... chcesz mnie nauczyć gotować?
- To świetny pomysł! - pisnęła uradowana i teraz to ona zaczęła go ciągnąć w stronę kuchni.
- Ale, że teraz?!
- A kiedy?
<Bori? Hihi Jeszcze jakoś myślę mimo prawa karnego w głowie xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz