.

.
.
.

sobota, 17 stycznia 2015

Od Garudy - Cd. Caitlyn

Kropla krwi
- Do jasnej cholery Caitlyn! - usłyszała ostry syk w głowie.
Po chwili coś jak lodowaty powiew zmierzwił jej włosy. Poczuła mocny dotyk na nadgarstku i pisnęła cicho. Obok siebie zobaczyła Garudę. Prawdziwego, a przynajmniej tak jej się zdawało. Jego intensywnie błękitne oczy wręcz wypalały dziury w duszy.
- Chodź głupia dziewczyno. - szepnął i pociągnął ją w stronę gładkiej ściany.
Dotknął w kilku miejscach i powierzchnia rozstąpiła się, jakby była wykonana z wody. Zamknął przejście akurat w momencie wejścia dwóch strażników. Nie mogli ich już jednak dostrzec. Byli w dość ciemnych korytarzach oświetlonych zaledwie delikatnym, niewidocznym blaskiem. Garuda przycisnął dziewczynę mocno do ściany. Już czuł jak traci formę i moc. Taka nagła manifestacja w pobliżu swojego dawnego ciała wręcz wysysała energię. Oparł jedną rękę o kamienie, oddychając z trudem.
- Jak to możliwe? - wyszeptała.
- Na pewno nie dzięki tobie. Jesteś głupią dziewczyną. - warknął wściekły.
Przez nią musiał zużyć znaczą część energii którą zgromadził z tak wielkim trudem. Gdy tylko będzie w stanie, zerwie więź i poszuka kogoś innego. Jeśli będzie mógł...
Zadrżała w obliczu jego furii.
- Przepraszam, ale...
- Zamilcz. Usłyszą nas. - wskazał na ścianę za którą wciąż chodzili strażnicy.
Nic nie dostrzegli i wyszli z katakumb.
- Chciałam ci pomóc. - wyszeptała.
Byli niezwykle blisko siebie i demon czuł jej ciepło które jednak niemal do niego nie dochodziło. Miał ochotę poderżnąć jej gardło za tak idiotyczne zachowanie. No ale nie mógł.
- Pomóc mi? - syknął uderzając pięścią obok jej głowy. - Jak tak ci śpieszno umrzeć proszę bardzo, ale nie pociągniesz mnie ze sobą. Jesteśmy teraz połączeni. Chcesz czy nie, będziesz wykonywać moje rozkazy. I zero sprzeciwów.
- Nie możesz mi rozkazywać.
- Doprawdy? Jeszcze nie zdajesz sobie sprawy co mogę kruszynko. - przejechał palcem wzdłuż jej policzka. - Może i nie mam pełni mocy, ale zwykłe ożywienie i przywołanie sług to prosta sztuczka. Po co mam się męczyć skoro inni zabiją za mnie? Nie prowokuj mnie. - jeszcze bardziej się do niej zbliżył.
Musiał stłumić chęć pocałowania pięknych ust dziewczyny. Odsunął się i podszedł do sąsiedniej ściany.
- Wracamy. A ty ani słowa nikomu o żadnych demonach, pieczęciach, swojej krwi, o niczym! Jasne? Ja nie istnieję i niech tak pozostanie.

<Caitlyn? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz