.

.
.
.

sobota, 10 stycznia 2015

Od Lurinny - Cd. Yunasgi'ego

Obserwowałam wszystko z góry, oni sobie spokojnie zlecieli niżej, a ja zostałam kilkanaście metrów nad ziemią. Dreptałam niespokojnie w miejscu. Co oni sobie wyobrażali? Byli otoczeni i ledwo się ruszali, jeszcze moment, a zginą. A ja nie zeskoczę bo zostanie ze mnie mokra plama i tyle by było z pomocą. Zatrzymałam się nagle zamierając. Miałam pomysł. Widziałam jak potwory zebrały się razem i odeszły kawałek od leżących smoków. To była dla mnie szansa. Chwyciłam kilka kamieni wielkości pięści i zaczęłam nimi ciskać w skalną ścianę, krzyczałam przy tym wniebogłosy. Rozpędzone stado troli zatrzymało się słysząc hałas odbijający się echem o ściany wąwozu. Ziemi zadrżała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona z efektu. Z skalnego zbocza ruszyła ogromna lawina, tocząca się w dół z głuchym pomrukiem. Odskoczyłam na bok i skuliłam się w niewielkim wklęśnięciu aby toczące się głazy nie zmiażdżyły mnie. Następnie usłyszałam głośne ryki i piski. Stwory były w wąskim przesmyku niczym w pułapce. Wychynęłam patrząc w dół na rezultaty. Niemal całe stado zostało pochowane pod gruzami. Było niemożliwym by coś takiego przeżyć. Osunięte kamienie utworzyły mi doskonała drogę. Kilka stworów przeżyło i wygrzebując się ruszyło powoli na smoki. Zacisnęłam zęby, obaj nie byli w stanie nawet ruszyć łapą. Bez namysłu skoczyłam zsuwając się po utworzonym leju skał. Zjeżdżałam na nisko ugiętych nogach, a wokół mnie powstawały kolejne mini lawiny. Gdy znalazłam się na wysokości najbliższego wyskoczyłam w powietrze. Łańcuszki zaświszczały w powietrzu. Poi z misternymi ostrzami zamiast pochodni dosięgnęły celu. Bezgłowe cielsko opadło na kolana brocząc krwią. Wylądowałam miękko na ziemi. Przeżyło około pięciu troli i wszystkie odwróciły się od gadów i spojrzały na mnie. Zakręciłam się pewnie w biodrach, moje zabawki z gwizdem rozpłatały dwóch kolejnych. Nie przerywając ruchu, kontynuowałam masakryczny taniec i następnie rozcięłam jednego po drugim. Zatrzymałam się nie widząc ostatniego. Zapewne uciekł. Schowałam moja zabawkę za pas i podbiegłam do braci.
-Hej! Żyjecie?!- Potrząsnęłam Medim, cicho zamruczał. Westchnęłam z ulgą, cios go jedynie zmroczył. Podbiegłam do Yuniego, wyglądał znacznie gorzej. Rana na skrzydle obficie broczyła krwią. Oberwałam nogawkę spodni i przyłożyłam do rany by zatamować krew. Musiała być uszkodzona tętnica, a to niedobrze.
-Jeśli zaraz nie otworzysz tych parszywych oczu zawiąże ci przyrodzenie na kokardkę!- Zagroziłam, powoli otworzył ślepia z cichym jękiem.
-Spróbuj, a następnym razem cię nie uratuję...- Odpowiedział niemrawo. Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam przeszywający ból w boku, z ust pociekła mi strużka krwi. Powoli spojrzałam w dół. Prawego bok rozciął mi szkarłatny od krwi grot włóczni. Trol który jak myślałam uciekł. W rzeczywistości nadal tu był, schował się tylko by zaatakować znienacka. Zaklęłam w duchu obwiniając się za te nieuwagę. Czas zwolnił, a obraz stał się rozmyty. Poczułam jak ostrze jest wyszarpywane by zadać kolejny cios, bo poprzedni chybił. Opadłam bezsilnie niczym szmaciana lalka na żwir i wszystko zniknęło.

< Yuni? Medi? Rana zadana w opisanym miejscu nie uszkadza żadnego istotnego narządu, więc nie jest śmiertelną. :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz