-Yunashi?!- Zawołałam z nutą zaniepokojenia w głosie.
-Czego?- Prychnął gniewnie smok. Widząc, że nic poważnego się z nim nie stało uśmiechnęłam się.
-Żyjesz?- Zapytałam, gdy ten wstawał.
-Tak, a nie widać?- Warknął otrzepując się.
-Szkoda...- Mruknęłam udając smutek.
-Ja ci dam szkoda! Jak ci łeb odgryzę to dopiero będzie ci szkoda.- Burknął. Zaśmiałam się, ale wywołało to ostry ból więc szybko się uspokoiłam. Obok nas wylądował z gracją Mediterano.
-Nie poszło ci tak źle.- Brat uśmiechnął się do niego promiennie. Yuni szybko jednak zgasił ten uśmiech srogim spojrzeniem.
-Jeszcze raz mnie tak zepchnij a klnę się, że srogo tego pożałujesz.- Biały smok nerwowo przytaknął głową. Yunashi prychnął i odwrócił się napięcie.
-Idziemy do jakiegoś znachora?- Pochyliłam się w miarę możliwości, a były one niewielkie.
-Nie wierć się! Idziemy do pewnego pustelnika, który z pewnością szybko przywróci cię do zdrowia.
-To i twoje skrzydła będzie mógł uleczyć, a wtedy będziemy mogli przelecieć przez przełęcz.- Ucieszyłam się.
-Przelecieć? Przecież cały czas nie usłyszałem tego jednego słowa dzięki któremu będziemy mogli rozważyć taką opcję.- Zachichotał wrednie. Skrzyżowałam naburmuszona ręce na piersi.
-A ty znów swoje...- Westchnęłam. Smok zaśmiał się głośniej, ale nic już nie odpowiedział. Szliśmy tak w ciszy dosyć długo, ale nie przeszkadzało mi to. Było nawet przyjemnie.
-Hej! Obudź się! Śpiąca królewno, jesteśmy już!- Koło mnie klęczał Yunashi delikatnie mną potrząsając.
-Zasnęłam?- Zdziwiła się podskakując, zaraz jednak opadłam zahamowana bólem.
-Jak widać. A teraz chodź, zaraz przestanie.- Oznajmił wstając, chyba zauważył mój grymas na twarzy. Pomógł mi wstać i ruszyliśmy, w sumie nawet nie wiem gdzie.
< Yunashi? Ta wiem, przynudzam... wena POSZŁA! Chyba se urlop wzięła bez mojego pozwolenia... -,->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz