.

.
.
.

środa, 7 stycznia 2015

Od Nelly

Obudził mnie monotonny odgłos deszczu rytmicznie uderzającego o podłoże. Wiedziałam, że nie zasnę ponownie. Nie w taki dzień. Westchnęłam i niechętnie opuściłam ciepłe łóżko. Dawno nie spałam w takim łóżku. Uśmiechnęłam się do siebie ponuro na pewne wspomnienie. Pewne rzeczy zaczęłam doceniać dopiero wówczas, kiedy je utraciłam. Na własne życzenie zresztą. 
Zajrzałam przez niewielkie okienko, rejestrując wszystkie szczegóły. Zobaczyłam brukowaną uliczkę, kilka szarawych budynków i samotne drzewo pozbawione liści. Po uliczce przechadzał się człowiek wsparty na lasce. Zgarbiony. Najprawdopodobniej stary. Było jeszcze ciemno, a więc musiałam wstać bardzo wcześnie. 
Zrobiłam względny porządek z włosami sterczącymi na wszystkie strony świata, założyłam dość krótką czarno - białą sukienkę i wsunęłam wysokie buty. Przez plecy przerzuciłam pas z lekkim, ale ostrym mieczem. Tak na wszelki wypadek. Ubrałam pelerynę i spięłam ją pod szyją srebrną broszką przedstawiającą jaskółkę. Głowę schowałam za kapturem. Wdrapałam się na parapet, otworzyłam okno i miękko wyskoczyłam z mieszkania. Natychmiast pochłonęło mnie przenikliwe zimno. 
Po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarłam na miejsce. Odetchnęłam głęboko. Teraz albo nigdy. Kilkakrotnie zapukałam do drzwi. Otworzył. Tak jak się spodziewałam, wyglądał, jakby właśnie wstał z łóżka. 
- O co chodzi...? - spytał zaspanym głosem. 
- Chciałabym ci podziękować. - odpowiedziałam cicho, unikając wzroku chłopaka. 
- Nie rozumiem, dlaczego miałabyś...
- Odchodzę. - przerwałam - Nie pytaj, czemu. Do widzenia. - wręczyłam mu sakiewkę wypełnioną monetami. 
- Nelly, skąd ty masz tyle pieniędzy? - wykrztusił. 
Nie wyjaśniłam. Nie potrafiłabym go okłamać. Zresztą i tak by nie uwierzył. Przez jakiś czas biegłam przed siebie. Wkrótce skręciłam w boczną uliczkę. Zaraz po tym zwolniłam gwałtownie. Ktoś już tam był. Nie zauważył mnie, bo szedł w tym samym kierunku. Zaczęłam powoli iść śladem przechodnia, powoli skracając dystans. Nie musi widzieć mojej twarzy, pomyślałam. Podłożę mu miecz pod gardło i zażądam pieniędzy. Kiedy byłam już bardzo blisko, na moje nieszczęście odwrócił się. Stanęłam w miejscu jak sparaliżowana. Przez ułamek sekundy patrzyliśmy sobie w oczy. Cofnęłam się o dwa kroki, po czym zaczęłam uciekać. Słyszałam, że nieznajomy zdecydował się mnie gonić. Niestety ten pościg nie trwał długo. Za zakrętem pośliznęłam się o pustą butelkę po whisky i upadłam, raniąc niefortunnie kolano. Szybko mnie dogonił. Podniosłam się prędko i chciałam wznowić ucieczkę, ale mocno złapał mnie za nadgarstek. 

<Ktoś dokończy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz