Czarownik zmarszczył brwi i usiadł obok niej na beczce.
- Ja w ogóle tego nawet nie brałem pod uwagę. - powiedział pociągając nosem. - Bogowie kiedy to draństwo się skończy. - zaczął masować obolałe skronie.
- Niedługo na pewno poczujesz się lepiej.
- Mhm. Wstawaj. Zbieramy się.
Zamrugała zaskoczona.
- Ale... dokąd?
- Nie możemy użyć mojego statku. Nie da się nim sensownie sterować, więc... - kichnął paskudnie. - Przepraszam... więc wynajmiemy szybką krypę i prościutko do Muspelheimu.
Wstała i pokręciła głową.
- Do krainy demonów? Będzie jeszcze gorzej!
- Mój Mistrz jest tam szychą. Powinien nam pomóc.
- Nie wiedziałam. - wyszeptała.
- Zbierz swoje rzeczy na pokładzie, a ja pójdę pokręcić się w porcie. Wynajmę coś. - ruszył do trapu i spojrzał na nią z uśmiechem. - I nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Pokiwała głową niknąc pod pokładem. Natychmiast została zaatakowana przez małą jaszczurkę Alastora, która najwyraźniej upatrzyła sobie jej włosy za cel. Z dzikim wrzaskiem rzuciła się na głowę dziewczyny wczepiając małymi pazurkami tak, że nie szło jej zdjąć. Ann krzyknęła i zaczęła biec przez długi korytarz.
- Złaź! Puszczaj! - pisnęła.
Rzepek jednak zaczął zamiast tego żuć kosmyki włosów. Wpadła jak burza do salonu i potknęła się o sofę. W końcu stworek puścił i podreptał w stronę szafki, mamrocząc coś pod nosem.
- O Bogowie co to za potwór. - wyszeptała oddychając szybko i masując obolałą głowę.
Usłyszała kroki na pokładzie i szybko zajęła się pakowaniem rzeczy. Nie było ich wiele, a większość nadal tkwiła w walizkach. Gdy skończyła zataszczyła je na pokład z triumfalną miną. Niestety zamiast Alastora zastała Tenebris. Zamarła ze zgrozą.
- C...co ty tu robisz? - wyszeptała.
Kobieta wzruszyła ramionami i usiadła na pobliskiej ławeczce.
- Przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz.
- Miałaś... powiedziałaś, że...
Machnęła lekceważąco dłonią.
- Ach to. Kłamałam. Chyba nie sądzisz, że byłabym tak głupia i dała wam aż jeden dzień spokoju? Tak jak zakładałam, nienormalny mag poszedł, a ty zostałaś sama. Cóż. Lubię jak wszystko idzie według planu. - wstała i podeszła do niej. - A teraz bądź grzeczna i wróć ze mną do domu.
- Nie!
- Annabeth, to nie była prośba. - chwyciła ją za przedramię, nie na tyle aby spowodować ból, przynajmniej jeszcze. - Idziemy. O, jak miło, że się spakowałaś. - zadrwiła.
- Puść mnie!
- Ciesz się kochanie. Lepiej ja niż twój nowy narzeczony. On z tego co wiem nie jest taki milutki i subtelny.
- Jaki nowy narzeczony? - zamarła z szeroko otwartymi oczami.
- Na pewno ci się spodoba. Będzie potrafił cię okiełznać.
<Annabeth? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz