Została sama w kajucie. Nie miała ochoty iść za mężczyznami. Mieli swoje sprawy, a ona tylko przeszkadzałaby im. Usiadła na podłodze, plecy oparła o ścianę. Bo co innego miałaby zrobić? Została sama ze swoimi myślami, może to dobrze?
- Jak dojdzie do siebie, to mnie zabije.- wymruczała pod nosem
Ale czy byłby do tego zdolny? Przecież, jak wspomniał Nessar, mógł wyrzucić ją za burtę. Uderzyła głową o pobliską półkę. Zamknęła oczy. Ogarnęło ją zmęczenie. Już nic nie wiedziała, nie czuła... po prostu odpłynęła.
Znów znalazła się w swoim łóżku, w tak dobrze znanym pokoju. Promienie słońca próbowały przedrzeć się przez barierę zasłon. Leniwie zwlokła się z łóżka. Zapewne matka za chwilę podniosłaby głos, wołając córkę. Wsunęła stopy w miękkie kapcie. Ale jak się tu znalazła? Przecież jeszcze przed chwilą znajdowała się daleko stąd. Nie obchodziło ją to. Powolnie poczłapała do szafy. Ziewając znalazła się przed wiekowym meblem. Położyła dłoń na klamce. Była taka chłodna, przyjemna w dotyku... Zacisnęła palce, otworzyła drzwiczki. Zamarła. Suknie? Nie powinno ich tam być! Opuściła powieki. To tylko sen... Gdy uniosła je- była w zupełnie innym miejscu. Sypialnia wydawała się być wielka jak sala balowa. Bogato zdobione meble z dębowego drewna. Wokół unosił się przyjemny zapach kwiatów. Tylko jakich? Róż. Odwróciła się, chcąc zlokalizować źródło woni. Coś ograniczało jej ruchy. Dopiero zorientowała się, że ma na sobie suknię. Prostą, błękitno-brązową, ze wstążką zaczynającą się pod biustem, a kończącą w pasie. Sam strój sięgał do podłogi, nie miał rękawów ni ramiączek. Ktoś uchylił białe, półprzeźroczyste drzwi. Do pokoju wbiegł chłopiec. Miał nie więcej niż sześć lat. Ubrany był jak ktoś z wyższych sfer. Przytulił zdezorientowaną Annabeth.
- Mamusia!- wykrzyknął
Seplenił, zapewne przez brak jedynek. Nie wiedziała jak zareagować. Co miałaby zrobić? Nie znała tego malca! Ogarnęło ją jakieś dziwne uczucie. Pokój zaczął rwać się jak kartka, dziecko znikało.
- To co ma być?- wyszeptała
Nie dostała odpowiedzi...
Obudziła się. Nadal miała w głowie obraz sześciolatka. Był taki słodki... Podobny do niej. Czyżby miała wizję przyszłości?
- Nie bądź głupia Annabeth, jesteś tylko człowiekiem.- skarciła się- Ludzie nie mają wizji. Jedynie mogą domyślać się co niesie przyszłość.
Dźwignęła się, upadła z sykiem. Ręce nadal paliły ją żywym ogniem. Przywarła plecami do ściany. Powoli rozprostowywała nogi, wstając. Udało jej się za trzecim podejściem.
- Z moim szczęściem nie wiadomo czy dożyję jutra.- fuknęła
Coś strzeliło jej w krzyżu. Nie przywykła do spania na siedząco, a co dopiero na podłodze. Wolno, jak zombie wyszła z kajuty. Podążyła wzdłuż korytarza. Miała nadzieję, że idzie w dobrą stronę. Coś otarło się o jej kostkę. Zatrzymała się, oglądając na boki. Przysięgam, że kiedyś zabiję tego kota.- pomyślała. Należał do niej jedynie dlatego, że postanowiła "pobawić się" w wybawcę i zabrała zabiedzonego kocurka z ulicy. Teraz był nie pupilem, a utrapieniem. Kucnęła i pogłaskała go pod pyszczkiem. Zaczął głośno mruczeć.
- Chodź.- odezwała się
Miauknął, kiedy zabrała dłoń. Już chciał wskoczyć na ramię właścicielki, lecz ta zbyt szybko uniosła się. Przeszła kilka kroków.
- No chodź! Nie będziesz pałętał się po statku Alastora.
Tym razem zmusił się do posłuchania jej. Oboje wyszli na zewnątrz. Rudowłosa uśmiechnęła się czując świeże powietrze. W oddali majaczyły niewyraźne kontury portu. Dostrzegła tamtego mężczyznę. Nessar nawet nie zwrócił na nią uwagi. Może to lepiej? Wolała nie wychylać się.
< Alastor? Nessar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz