Kropla Krwi
Caitlyn
odetchnęła z ulgą. Jeszcze chwila i nie zdążyłaby zatamować przepływu magii
przez jej żyły. Na szczęście tego nie zauważył – w końcu uważał, że Caitlyn
jest tylko marną potomkinią. Nie wiedział, ze to tak naprawdę ona we własnej
osobie.
- Chciałam
się czegoś dowiedzieć – syknęła do siebie, idąc przez korytarze zamku. – A
tylko się upokorzyłam.
Weszła z
trzaskiem do biblioteki, a że było już późno, była pusta. Westchnęła i podeszła
do tajemnego przejścia za regały. Nacisnęła jedną z książek i przejście
rozsunęło się. Cait przeszła przez ścianę, która zamknęła się za nią z głuchym
szczękiem. Zeszła pod ziemię, by wejść w płynne lustro. Po drugiej stronie
znajdowała się lodowa komnata, a w niej lodowe sarkofagi, umieszczone na
różnych podestach.
- Catlyn! –
Usłyszała głośny krzyk Garudy w sobie. – To niebezpieczne! Desmodor…
- Niech tu
przyjdzie – warknęła – I zrobi co uważa.
- Chcesz,
żebym zginął ponownie?!
- Nie. Bez
mojej krwi i tak wiele nie zrobi – obruszyła się, okręcając się wokół siebie.
Włosy
opadły kaskadą na plecy, kiedy usłyszała kroki w korytarzu.
<Takie
krótsze, ale zupełny brak pomysłu ;c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz