.

.
.
.

niedziela, 11 stycznia 2015

Od Elaizy - Cd. Ravanhaela

Elaiza spojrzała zaskoczona. Czy on naprawdę chciał wiedzieć co ma do powiedzenia? To było dla niej tak dziwne, że z początku nie wiedziała co powiedzieć. Nawet potem nie wiedziała, ale to szczegół. Pokręciła więc tylko głową z coraz większymi rumieńcami na twarzy.
- N...nie. Myślę, że to śliczne imiona.
Mag kiwnął głową i przez przypadek, albo i nie, klepnął dłonią w kolano. Piesek spojrzał z ciekawością i rozumując tak jak tylko on potrafił, z prędkością błyskawicy skoczył na Boreasza. Ułożył się na kolanach pojękując nieco i liżąc jego palce.
- Och chyba cię lubi.
- Nieee po prostu pachnę kolacją.
Zaśmiała się widząc jak Klemens zaczyna żuć jego rękaw.
- Paskudny, mały... - warknął Bori.
Eli usiadła obok na podłodze i pogłaskała puchatą główkę. Zaraz potem Ravanhael wstał nagle strącając zdumionego i zrozpaczonego pieska na ziemię.
- C...co się stało? - zapytała zaskoczona.
- Obsikał mnie! Ta kanalia mnie zbezcześciła! - oczy zabłysły gniewnie.
Elaiza wstała i pogładziła go po ramieniu.
- Spokojnie u nich to normalne.
- Dlatego nie żyły zbyt długo. - stwierdził ze śmiertelną pewnością w głosie.
- Dlatego teraz masz mnie. - powiedziała z uśmiechem.
Chwyciła pieska i zaniosła na posłanko. Tak, czuła się nawet dobrze u strasznego maga. Jednak wciąż nie dawała jej spokoju myśl, że John zrobi wszystko by ją odnaleźć i sprowadzić do domu. Co wtedy będzie? Nie martwiła się o niego ani siebie, tylko o Boreasza. Wydawał się taki delikatny. Nagle wstała i pędem ruszyła do kuchni.
- Co jest? - usłyszała za sobą zaniepokojonego maga.
- Ciasteczka!
Wbiegła i otworzyła piekarnik. Niestety pyszne wyroby zamieniły się w czarne krążki śmierdzące niesamowicie. W dodatku dziewczyna oparzyła się o rączkę i z sykiem odskoczyła.
- Ja... przepraszam. - powiedziała ze łzami w oczach.
Za coś takiego zawsze dostawała lanie od brata. Bała się więc, że i tym razem oberwie. Opuściła głowę i podeszła do okna aby choć nieco oczyścić atmosferę zaduchu i smrodu spalenizny. Gdy Boreasz wszedł do kuchni zastał ją próbującą sobie poradzić z blachą która niestety nadal była za gorąca. A oparzona ręka jej w tym nie pomagała.
Spojrzała przestraszona na Ravanhaela. Z trudem panowała nad łzami bólu i strachu.
- Proszę mi wybaczyć... nie zauważyłam, że się przypaliły. - powiedziała opuszczając zrozpaczona głowę i czekając na karę.

<Bori? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz