Dziewczyna spojrzała z przechyloną główką na Micaha. Zmiennokształtny szedł przez las, rozcinając różne denerwujące gałązki przeszkadzające im w przejściu na drugi koniec gąszczu.
- Są tutaj - wyszeptał, wyciągając jeden ze swoich serafickich noży.
- Nie możesz iść na nich sam - westchnęła.
- Przecież tu jesteś - uśmiechnął się chytrze.
Wyminął dziewczynę i teleportował się gdzieś. Nie minęła sekunda, a niedaleko usłyszała męski krzyk. Zapewne padającego trupem łowcy.
- Brawo - mruknęła.
Chciała schować się pod kołdrę i nie wychodzić, ale pragnęła pomóc Micahowi... i Floranie. Ta wróżka była taka delikatna... nawet bardziej niż ona. Wydawało się być to trochę ciamajdowate, ale na swój sposób słodkie.
- Nie możesz jej pomóc - wyszeptała do siebie i spuściła głowę.
Podobnie jak wtedy nie mogła pomóc własnej matce. Jak ugodziła ją w serce przez lód. Załkała cicho. Nie chciała, żeby się tak zrobiło.
- A któżto taki? - Usłyszała za sobą.
Odwróciła się i zobaczyła wysokiego, tęgiego mężczyznę z mieczem w ręku i przepaską na oku.
- Nie podchodź - wyszeptała, cofając się.
- Nie uciekniesz mi, maleńka.
Zamachnął mieczem i wymierzył. Erin krzyknęła i odwróciła się. Po chwili, gdy nic się nie stało, zaskoczona ponownie spojrzała na napastnika. Mężczyzna... był zamrożony.
<???>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz