Ze swojego końca stołu obserwowałem uważnie drobną blondynkę. Im więcej smakołyków podsuwał jej dziwny szlachcic, tym chętniej go słuchała, uśmiechając się błogo. Ukradkiem dotknąłem gruszki leżącej na na tacy, szepcząc zaklęcie. Prawie natychmiast owoc zalśnił delikatnie. Zapewne całe jedzenie i wino zostały zaczarowane. Ani gospodarz, ani ja nie tknęliśmy nawet kęsa. Tymczasem pod ścianami przemykali chyłkiem służący w obdartych ubraniach. Mieli blade, wynędzniałe twarze. Jedno z nich uniosło głowę ze smutkiem spoglądając na dziewczynę. Z trudem zdusiłem przekleństwo. Młoda kobieta spoglądająca na Liwię miała szklane oczy lalki, a szata, niegdyś piękna, wisiała na niej w szarych strzępach. Nasz kochany szlachcic był dżinem marionetek. Słyszałem o takich jak on. Uwięzieni w innych światach zwabiali ofiary przy pomocy magicznych luster, jezior, studni. Wszędzie tam, gdzie mogli pokazać swoją twarz. Kusili nieszczęśników bogactwami, by bezpowrotnie uwięzić we własnym świecie i żywić się ich energią życiową.
- Liwia wychodzimy. - wstałem od stołu, kierując kroki w stronę krzesła towarzyszki.
- Tak szybko? - mężczyzna odezwał się z żalem - Miałem właśnie pokazać wam kolekcję obrazów. Chciałbym umieścić między nimi i twój portret, moja droga. - uśmiechnął się uwodzicielsko do dziewczyny.
- Bardzo chętnie. - przyjęła wyciągnięte ramię gospodarza i wstała od stołu.
Razem skierowali kroki w stronę otwartych na oścież drzwi. Pospiesznie ruszyłem za nimi, nie chcąc pozostawić Liwii na łasce dżina. Wyszliśmy na długi korytarz jasno oświetlony diamentowymi żyrandolami. Gruby, krwiście czerwony dywan tłumił nasze kroki. Szlachcic przystanął przy kolejnych drzwiach i wpuścił dziewczynę pierwszą do ogromnej sali balowej urządzonej z przepychem. Liwia westchnęła rozmarzona pod wpływem czarów mężczyzny.
- Oto i moja kolekcja. - wskazał na wielkie obrazy zajmujące znaczną część ścian.
Portrety przedstawiały kobiety i mężczyzn we wspaniałych strojach. Z trudem rozpoznałem kilkoro z nich, między innymi młodą kobietę przyglądającą się dziewczynie podczas uczty. Na przeciwległej ścianie przy oknie dostrzegłem niedokończony obraz zakryty zasłoną. Korzystając z nieuwagi gospodarza, zakradłem się pod okno i obejrzałem obraz z bliska. Dziewczyna o złocistych włosach w bladoróżowej sukni zrywała kwiaty w ogrodzie przed pałacem. Nie miała twarzy, jakby czekając na ostatnie muśnięcia pędzlem artysty. Ktoś dotknął mojego ramienia. Spojrzałem w szklane oczy młodej służącej.
- Zabierz ją stąd, nim będzie za późno. - wyszeptała bojaźliwie.
<Liwia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz