Garuda wszedł pewnym krokiem do olbrzymiej sali ofiarnej. Clarissa leżała wpatrzona w niego z przerażeniem. Dobrze...
- I jak? Przeżyje?
- Tak Władco.
- Nie nazywaj mnie tak. Już nim nie jestem. - syknął wściekły, podchodząc.
- Bo byłeś szalony.
Gdyby wzrok mógł zabijać duch rozpadłby się na tysiąc kawałeczków. Szczegól, że już był martwy.
- Dlaczego mnie więzisz? - wyszeptała Clarissa poruszając łańcuchami których dźwięk odbił się strasznym echem od kryształowych ścian.
Nachylił się nad nią i spojrzał w piękne oczy dziewczyny.
- Bo mogę.
Odwróciła głowę tłumiąc szloch.
- Nic ci nie zrobiłam.
- Ale zrobisz. - wyjął sztylet.
Śledziła go przestraszonym wzrokiem.
- Nie krzywdzę ludzi. - powiedziała.
- A demony?
- Też nie.
- Aww jak szlachetnie. - zadrwił wbijając ostrze centymetry od jej głowy.
Zamknęła oczy.
- On mnie znajdzie.
- Desmi? Nieee, ne tutaj. Jego moc nie sięga na granicę Pustki. Mamy bardzo wiele czasu.
- Mówiłeś, że jej nie zranisz! - oburzył się duch.
- Psujesz wszystko. - warknął.
- Nie strasz tej biednej istotki. No spójrz na nią! Nie jesteś aż takim potworem aby ją skrzywdzić!
W pomieszczeniu zerwał się niesamowity wiatr.
- Uwięziono mnie w pustce! Czego oczekujesz?! Po tym mam skakać z radości! - krzyknął.
- Nie, ale mógłbyś się ogarnąć. - mruknął duch krzyżując ręce na piersi.
Garuda warknął wściekle.
- Nie wypuszczę jej. Zabiję Desmodora za zdradę, a potem ją.
<Clarisso? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz