Garuda opuścił głowę. Zacisnął mocno pięści skupiając straszliwą energię wokół.
- Masz rację.
- Słucham? - zainteresował się Malador.
- Nie jestem lepszy od innych demonów. Rządny zemsty i krwi. Wiem, że miał rację. Nie jestem głupcem. Zdaje sobie sprawę jaki był ze mnie potwór. Nie dbam o to. - powiedział mrużąc niebezpiecznie oczy. - A teraz Maladorze. ONA jest moja! - wrzasnął i na oczach zaskoczonego nekromanty przybrał postać wielkiego smoka.
Nie czekając na jego reakcję wgryzł się w miękkie ciało i rzucił w bok na pobliską ścianę. Malador z jękiem uderzył wydając odgłos ohydnego trzasku łamanych kości. Smok ryknął i zaskakująco delikatnie chwycił Clarissę w szpony. Miał zamiar uciec jak najdalej. Wiedział, że tego potwora nie da się pokonać ani tym bardziej zabić. Ale jeśli teraz wyleci i zapieczętuje wejście do wrót pustki, będzie miał spore problemy z pogonią.
Uczepiając się tego jak ostatniego promyka nadziei, pomknął z zawrotną szybkością do wyjścia. Warknął wściekle gdy zielona lina zaczepiła o jego tylną łapę.
- Nie uciekaj! Dokąd tak szybko? - warknął Malador wstając.
Rękę miał wykręconą pod nienaturalnym kątem. Tak samo nogi. Unosił się właściwie w zielonej mgiełce. Smok zionął na niego ogniem uwalniając się. Wyleciał przez wrota i wykrzyczał słowa zaklęcia. Zatrzasnęły się wśród mocnych błysków pochłaniając ze sobą gniewny krzyk nekromanty. Garuda był jednak ranny i zmęczony. Tak wielki wysiłek odbił się na jego nie do końca materialnym ciele. Rozejrzał się za jakimś bezpiecznym miejscem. Znalazł opuszczoną twierdzę nieznanej szlacheckiej rodziny. Zrujnowane dachy nawet po latach błyszczały w mroku nocy. Wylądował na dziurawym dziedzińcu i zadrżał z przejmującego zimna. Clarissa leżała u jego stóp oddychając szybko. Bała się...
Chwycił ją na ręce i wszedł do wnętrza pałacyku. Lodowe sople zwieszały się z sufit,u a śnieg sięgał niemal kolan. Wspiął się z trudem na oblodzone schody i kopniakiem otworzył przymarznięte drzwi jakiegoś pokoju. Dostrzegł kominek i położył przed nim dziewczynę. Zdjął własny płaszcz owijając ją szczelnie.
- Nie umrzesz mi teraz. - powiedział zmęczony.
Wyciągnął dłoń a ogień przyjemnie rozbłysnął ,topiąc gdzieniegdzie lód. Zrobiło cię nieco cieplej. Garuda oparł się o ścianę z westchnieniem ulgi. Na razie mieli spokój.
<Clarisso? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz