Garuda usiadł obok i zaklęciem podsycił ogień w kominku. Jednocześnie zielona mgła zasłoniła pobliskie okna przez które świszczał lodowaty wiatr. W pomieszczeniu zrobiło się nagle przyjemniej.
- Tak. - powiedział tylko, ale nie był już sam pewien.
Ona była... podobna. Też zdradzono ją tak jak jego. Wiedział co czuje. Przesunął ją drżąca bliżej ognia.
- Twój dziadek...
Skuliła się w kłębek a on spostrzegł, że zaklęcie już nie działa. Czy miał ją spętać nowym? Jak ucieknie to i tak zamarznie.
- Nie chcę o nim mówić.
- Znałem go kiedyś.
Spojrzała z dziwnym błyskiem w oku.
- Nie był taki zły, wiesz? Ale... cóż. Żywy to on nie jest od pokoleń i od kiedy pamiętam szukał idealnej ofiary. - ugryzł się w język. - Źle się wyraziłem. Szukał potomka w którego przeleje swoją moc.
- Nie rozumiem.
- Jego ciało jest słabe. Ale umysł wciąż chce żyć.
- Nie chce być jego ofiarą. - jej usta wykrzywił grymas. - Ani twoją. Ale to i tak bez znaczenia.
- Gdy już się poddasz. Powiedz mi. - powiedział cicho, grzejąc ręce nad ogniem.
- Dlaczego?
- Wtedy cię zabiję.
Zadrżała i skryła się pod jego płaszczem.
- Ja ci nic nie zrobiłam. - dobiegł go stłumiony głos.
- Wiem. Ale życie nie jest sprawiedliwe. Śpij niedoszła królowo Muspelheimu. Może poranek nieco rozjaśni twój i mój umysł.
<Clarisso? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz