Szybowałem wysoko ponad chmurami, ciesząc się chłodem gwieździstej nocy. Księżyc jaśniał, roztaczając srebrny blask. Gdzieś tam w dole spało spokojnie miasto. Moje myśli pomknęły w stronę upadłej. Ciekawe jakie zlecenie umknęło mi sprzed nosa. Niestety nie śmierdziałem ostatnio groszem, więc przebolałem odmowę Anioła. Nagle lekki wietrzyk przyniósł ze sobą czyjś szept. "Ifrysie...". Ktoś mnie wzywał? Niewiele osób znało prawdziwe imię, które starannie skrywałem. W postaci ciemniejszej mgły pomknąłem w dół ku ziemi. Wiatr i tym razem towarzyszył mi, wskazując drogę. Już z oddali rozpoznałem czarne skrzydła dziewczyny przemierzającej wąskie uliczki. Towarzyszył jej wilk, rzucający uważne spojrzenia w ciemniejsze zakamarki. Zatrzymała się gwałtownie, kładąc dłoń na karku zwierzęcia.
- Jednak przybyłeś. - szepnęła cicho, gdy wylądowałem kilka metrów za nią, przyjmując ludzką postać.
- Na wezwanie pięknej kobiety. - ukłoniłem się dwornie - Rozumiem, że zmieniłaś zdanie Kwiatuszku.
- Skąd...? Nieważne. - machnęła obojętnie ręką - Mam dla ciebie...
Słowa zamarły na kształtnych ustach Hazel, która wygięła się niemożliwie w tył, unikając tym samym ostrza wycelowanego w kasztanową głowę. Niewielki sztylet wbił się po rękojeść w piaskowy tynk starego budynku.
- Precz z demonami! - kilkunastoletni podlotek wyskoczył zza rogu kamienicy, wyjąc jak potępieniec.
Wymachiwał przy tym nieudolnie krótkim mieczem podprowadzonym zapewne pijanemu strażnikowi. Wilk zawarczał groźnie, obnażając ostre kły, zamilkł jednak na jedno skinienie pani. Dziewczyna opuściła ramiona wzdłuż ciała, spoglądając na dzieciaka obojętnie. Chłopak zamachnął się mieczem, celując w pierś. Jego przeciwniczka wykonała zwinnie unik, więc siła ciosu przeważyła, ciągnąc obdartusa ku wybrukowanej ziemi.
- Rzucanie nożami w bezbronnych idzie ci znacznie lepiej. - zadrwiła.
Dzieciak podniósł się na równe nogi i ustawił w pozycji bojowej podpatrzonej u kogoś z równie niewielkim doświadczeniem w walce.
- Mistrz kazał oczyścić miasto z poczwar takich jak ty! - splunął w stronę Hazel.
Wilk ponownie zawarczał, obserwując uważnie panią, gotów rzucić się zuchwalcowi do gardła na najmniejszą oznakę przyzwolenia. Postanowiłem nie interweniować w śmieszny pojedynek. Zająłem się czymś bardziej konstruktywnym, czyli przeczesywaniem pobliskich uliczek w poszukiwaniu potencjalnych wspólników chłopca.
<Hazel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz