Uśmiechnąłem się przebiegle, myśląc intensywnie o drobnej zemście za nocne najście. Powoli zaczynał mi świtać pewien pomysł.
- Mam na imię Veni Savali. Dla pięknych kobiet Vigo Nocny Łowca. - ukłoniłem się z drwiącym uśmiechem - O czym pragniesz porozmawiać? - ponownie zająłem miejsce na drewnianej ławie.
Dziewczyna wywróciła oczami, obserwując mój marny występ aktorski.
- Daruj sobie. - upiła łyk herbaty i uśmiechnęła się ciepło - Co robisz w mieście? Może przydałby ci się przewodnik.
A więc o to chodziło. Próbowała nawiać z karczmy, nim tatuś wstanie z łóżka i zagoni do pracy.
- Oczywiście, to miasto jest zbyt wielkie dla prostego wędrowca. Prowadź pani po ścieżkach, którymi kroczą twe smukłe stopy.
Liwia odstawiła kubek na stół z głośnym stukiem i wybuchła perlistym śmiechem. Zamarłem w pół słowa z miną zbitego psa. A tamtemu draniowi, którego podpatrzyłem, za podobne teksty kobiety jadły z ręki... Przełknąłem urażoną dumę i przybrałem surowszy wyraz twarzy.
- Nie podobało ci się? - obrażony założyłem ręce na piersi.
Tymczasem dziewczyna ocierała łzy, próbując za wszelką cenę opanować wesołość.
- Jeśli skończyłeś, pokażę ci miasto. - powiedziała z trudem powstrzymując uśmiech.
Odsunąłem pusty talerz i wypiłem duszkiem resztkę ciepłego napoju.
- A herbata była za słodka.... - rzuciłem na odchodne.
Wyszliśmy z karczmy wprost w jasne promienie wschodzącego słońca. Liwia złapała mnie za rękę i pociągnęła w jedną z licznych uliczek. Pół godziny później zatrzymaliśmy się wreszcie nieopodal ruin starej świątyni. Dziewczyna bez słowa wskazała kamienne stopnie prowadzące zapewne do wierzy straszącej zapadniętym dachem. Nie myliłem się, już kilka minut później stanęliśmy na szczycie dzwonnicy, podziwiając widok na rozpościerające się w dole miasto. Wreszcie bez świadków mogłem wprowadzić w czyn słodką zemstę. Złapałem w talii zaskoczoną Liwię i skoczyłem w dół ku ziemi. Dziewczyna patrzyła jak urzeczona w zbliżające się w zawrotnym tempie cegły leżące u stóp świątyni. Nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie i ziemia poczęła się oddalać. Mocno biłem powietrze błoniastymi skrzydłami, pozostając jednak w ludzkiej postaci. Wolałem nie zdradzać kim na prawdę jestem.
- Jak podoba ci się widok z lotu ptaka? - spytałem, gdy biliśmy na znacznej wysokości.
Objęła mnie za szyję, podziwiając przepiękny widok. Wiatr rozwiewał jej złociste włosy.
<Liwia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz