Li delikatnie chwycił ją pod rękę i prowadził pięknymi alejkami ogrodu. Cokolwiek by nie sądził o magach o rośliny dbali jak chyba niewielu. Wielkie drzewa o różowych i niebieskich liściach kwitły błyszczącymi kwiatkami roznoszącymi po okolicy słodką woń. Ścieżki wyłożono kamieniami księżycowymi, a gdzieniegdzie latały małe ogniki jakby w nieustannym tańcu.
- Muszę, ale nie powiem abym tego nie lubił. - powiedział z uśmiechem. - Szczególnie w takich miejscach wręcz wyczuwa się magię.
Ruszyli dalej i zatrzymali się przy białej jak mleko fontannie, przedstawiającej parę wróżek w otoczeniu lewitujących ptaszków. Widok był tyleż samo uroczy co niezwykły. Lilith usiadła na ławeczce z szerokim uśmiechem. Jej ciszę przerwały gniewne słowa.
- Nie tak, jeszcze raz.
Zaciekawiona poszła w kierunku głosu. Ujrzała Asmistusa stojącego na sporej polance z fioletową trawą. Nieopodal był Albert. Wznosił ręce do zaklęcia ale chyba mu nie wychodziło. Chłopca otoczyła ciemna chmurka z której wyszedł kaszląc.
- No ale one mnie nie słuchają. - poskarżył się siadając nieopodal i badając dziwny kolor trawy.
Asmistus wydawał się zły.
- Bo się nie starasz.
- Jak mam mówić?
- Musisz być miły.
- Ale... no jestem?
- Nie. Oczekujesz wyników, a te istoty czują to co ty. Są wrażliwe na wszelkie negatywne myśli. Zobacz. - podszedł do wysokich krzaków.
Przez chwilę nic się nie stało. Pozostawały ciemne jak noc. Nagle jednak rozświetliły się maleńkimi ognikami które chichocząc zaczęły latać wokół Mistrza. Lądowały na jego ramionach, wyciągniętej dłoni i nosie, łaskocząc lekko.
- Widzisz? Albercie musisz się nauczyć, że nasza gildia daje również schronienie tym stworzeniom. W zamian oferują nam dojście do potężnych strażników natury. Wstawaj. Jeszcze raz.
Zmrużył oczy widząc Lilith. Wokół niej już zaczynały latać ogniki i bawić się włosami.
- No zobacz, nawet ona to potrafi.
<Lilith? ^^ >
"- No zobacz, nawet ona to potrafi."
OdpowiedzUsuńBo Lilith to Lilith, a Albert to Albert... XD
Haha dokładnie xD
OdpowiedzUsuń