Malthael uśmiechnął się wrednie i musnął palcami jej podbródek.
- No już moja kotko. Zaraz coś znajdę.
- Ale nie chcę byle czego. - prychnęła.
- Mmm jaka zadziorna.
- To dokąd idziemy?
- Wygląda na to, że koniec z teleportacją.
- Szkoda. - mruknęła. - Ale tu niczego nie ma. Nawet miasta.
- Poradzimy sobie. - chwycił ją za rękę i skierowali się do lasu. - Znajdę ci jakieś w miarę ładne miejsce, a potem coś upoluję.
- Ty? - zaśmiała się jakby sam pomysł był niezwykły.
Spojrzał ostrzej.
- No ba. Masz przed sobą chodzący koszmar. Potrafię zabijać.
Opuściła nieco głowę.
- No wiem.
Zatrzymali się na pięknej, ale nieco ciemnej polance nad którą ciasne sklepienie lasu tworzyło coś w rodzaju baldachimu odcinając od znienawidzonego słońca.
- Poczekaj tu na mnie i żadnych robaków.
- A ptaszki? - zapytała patrząc z głodem na wysokie korony drzew.
Zwrócił jej twarz ku sobie.
- Blair. Nic surowego. Przyniosę coś do jedzenia.
- Jesteś okrutny.
- Owszem i dobrze mi z tym. - puścił jej oko i przybrał nieco mniej ludzką postać.
Dziewczyna w zdumieniu spoglądała na wielkie stworzenie podobne do mantikory. Nietoperzowymi skrzydłami zamłócił powietrze i zniknął w lesie. Już poczuł zew krwi której oddał się z chęcią. Gdyby kotka nie była tak mała, zapewne zabrałby ją ze sobą. I tak planował nieco pomajstrować przy tej żałosnej bransoletce.
<Blair? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz