Zlustrowałam gniewnym spojrzeniem nadętego typa i mocniej chwyciłam torbę. Ukryty w niej Shang zapewne wyczuł zmianę nastroju, gdyż poruszył się niespokojnie. Nagle uśmiechnęłam się słodko i powiedziałam głosem ociekającym jadem.
- I pewnie jeszcze stopy mam ci wymasować?
- Jak chcesz. - mężczyzna wzruszył ramionami i powrócił do towarzystwa siedzącego przy stole.
Rozejrzałam się bezradnie za wolnym skrawkiem ławy czy choćby stołka. Niestety wszędzie dostrzegałam jedynie pijanych typów spod ciemnej gwiazdy. Odniosłam niemiłe wrażenie, że wszyscy gapią się na mnie. Zacisnęłam mocniej dłonie na skórzanym pasku torby, by nikt nie spostrzegł, że drżą. Wolałabym mieć przy sobie Dracholicza w ludzkiej postaci. Niestety nie chciałam niepotrzebnie ryzykować jego bezpieczeństwa. Z pewnością ktoś rozpoznałby w nim demona i powiadomił odpowiednie służby. W przeciwległym kącie sali wypatrzyłam grupkę dość pijany ludzi, by podpytać o to i owo. Rudzielca wolałam unikać zwłaszcza, że mieliśmy nocować w jednym pokoju.... Niedoczekanie cholery jednej! Przepchnęłam się między bywalcami do upatrzonej grupki. Tłuścioch, prawdopodobnie przywódca bandy, zlustrował mnie obleśnym spojrzeniem. Miałam wielką ochotę uciec jak najdalej z karczmy pełnej obrzydliwców, jednak najpierw obowiązki potem przyjemności.
- Panienka, hep, przysiądzie się do nas? - wyszczerzył szczerbate zęby przegniłe na wylot - Trewor , hep, zrób miejsce pani. - uderzył łapą kumpla, przy okazji zrzucając go z ławy.
Niesamowity smród niemytych ciał i trawionego alkoholu wywracał mój żołądek na drugą stronę, do tego noga jak na złość dawała się we znaki.... Nagle czyjaś mocna dłoń odwróciła mnie wokół własnej osi.
- Chyba pomyliłaś towarzystwo. - spojrzałam wprost w złośliwy uśmiech rudzielca.
Chwycił mnie za nadgarstek i bez zbędnych wyjaśnień pociągnął w stronę własnego stołu. Nie wiedzieć czemu w jego obecności kryształ zawrzał, nieomal paląc mi skórę. Syknęłam cicho, przytrzymując wolną ręką medalion. Modliłam się w duchu, aby niechciany towarzysz niczego nie spostrzegł. Mijani ludzie zbijali się w ciaśniejsze grupki, by przepuścić pyszałka. Jak widać zdążył wyrobić już sobie renomę zapewne awanturnika i nieobliczalnego moczymordy. W miejscu takim jak to miałam o nim jak najgorsze zdanie.... Zatrzymaliśmy się przed stolikiem zajmowanym przez znajomych mężczyzny. Wskazał mi wolne miejsce pod ścianą, a sam usiadł na końcu ławy, odcinając mi tym samym drogę ucieczki. Czego chciał? Skuliłam się w kącie, ukradkiem ściskając rękojeść sztyletu zatkniętego za pas. Jeśli zajdzie potrzeba, okaleczę najbliższych sąsiadów i ucieknę, korzystając z ogólnego zamieszania. Na razie rudzielec na swój sposób próbował być miły.... Czegoś ode mnie chciał. Że też muszę mieć takiego pecha... Dlaczego tak po prostu nie zapytałam ludzi na ulicy o bractwo? Gdzieś jednak trzeba było nocować... Przeklinałam się w duchu, wymyślając różne mniej lub bardziej trafne epitety. Wpadłam jak śliwka w kompot i musiałam jakoś z tego wybrnąć. Mocniej ścisnęłam medalion, palił jak cholera...! Kątem oka dostrzegłam jak mój strażnik obserwuje mnie ukradkiem.
<Darrick? Shang?>
- Panienka, hep, przysiądzie się do nas? - wyszczerzył szczerbate zęby przegniłe na wylot - Trewor , hep, zrób miejsce pani. - uderzył łapą kumpla, przy okazji zrzucając go z ławy.
Niesamowity smród niemytych ciał i trawionego alkoholu wywracał mój żołądek na drugą stronę, do tego noga jak na złość dawała się we znaki.... Nagle czyjaś mocna dłoń odwróciła mnie wokół własnej osi.
- Chyba pomyliłaś towarzystwo. - spojrzałam wprost w złośliwy uśmiech rudzielca.
Chwycił mnie za nadgarstek i bez zbędnych wyjaśnień pociągnął w stronę własnego stołu. Nie wiedzieć czemu w jego obecności kryształ zawrzał, nieomal paląc mi skórę. Syknęłam cicho, przytrzymując wolną ręką medalion. Modliłam się w duchu, aby niechciany towarzysz niczego nie spostrzegł. Mijani ludzie zbijali się w ciaśniejsze grupki, by przepuścić pyszałka. Jak widać zdążył wyrobić już sobie renomę zapewne awanturnika i nieobliczalnego moczymordy. W miejscu takim jak to miałam o nim jak najgorsze zdanie.... Zatrzymaliśmy się przed stolikiem zajmowanym przez znajomych mężczyzny. Wskazał mi wolne miejsce pod ścianą, a sam usiadł na końcu ławy, odcinając mi tym samym drogę ucieczki. Czego chciał? Skuliłam się w kącie, ukradkiem ściskając rękojeść sztyletu zatkniętego za pas. Jeśli zajdzie potrzeba, okaleczę najbliższych sąsiadów i ucieknę, korzystając z ogólnego zamieszania. Na razie rudzielec na swój sposób próbował być miły.... Czegoś ode mnie chciał. Że też muszę mieć takiego pecha... Dlaczego tak po prostu nie zapytałam ludzi na ulicy o bractwo? Gdzieś jednak trzeba było nocować... Przeklinałam się w duchu, wymyślając różne mniej lub bardziej trafne epitety. Wpadłam jak śliwka w kompot i musiałam jakoś z tego wybrnąć. Mocniej ścisnęłam medalion, palił jak cholera...! Kątem oka dostrzegłam jak mój strażnik obserwuje mnie ukradkiem.
<Darrick? Shang?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz