.

.
.
.

niedziela, 11 stycznia 2015

Od Ravanhaela - Cd. Elaizy

Spojrzał na nią zaskoczony. Zazwyczaj wyglądały tak jego ofiary gdy planował złożyć w ofierze. Błagały i przepraszały za zbrodnie, których nigdy nie popełniły. Często spowiadali się mu przed zapadnięciem w wieczny sen. To zawsze bawiło go najbardziej. W pamięć zapadła mu jedna z ofiar, młody mężczyzna pochodzący z wysokiego rodu, przystojny, pewny siebie, szarmancki, wiecznie dobrze ubrany. Mmm, dla wielu kobiet po prostu ideał. Ravanhael a raczej może Ull, ma w zwyczaju dawać ludziom tak zwane "ostatnie życzenie". Młody rycerz po zrezygnowaniu z dalszych błagań(skończył bez jednej ręki i z kikutem zamiast nogi) chyba uznał Ull'a za dobrego spowiednika bo zaczął wyrzucać z siebie wszystkie grzechy, zaczynając na latach dziecięcych na ostatnich godzinach kończąc.
- Kilkakrotnie ukradłem bułki z piecyka kucharza, kradłem też inne rzeczy z sadów, sklepów, domów... Biłem się, kłamałem, zadzierałem nosa, zgwałciłem własną siostrę a potem kazałem ją zabić, to samo zrobiłem z jej dziewięcioletnią córką, starszą sprzedałem do burdelu a dom spaliłem, brałem udział w wielu napadach, finansowałem niektóre zamachy, uwolniłem kilku niebezpiecznych więźniów... - Bardzo ciekawe. Ull zazwyczaj milczał w takich sytuacjach i słuchał, po prostu słuchał grzechów swoich więźniów. Za każdym razem dochodził do tego samego wniosku: Ludzie są fałszywi a wysokie urodzenie o niczym nie świadczy. Ale czy ktoś mu kiedykolwiek podziękował za usuwanie zła z tego świata? Nie. Każdy miał pretensje(a jeżeli miał pretensje również lądował na ołtarzu ofiarnym).
Potrząsnął głową wyrywając się z zamyślenia. - Czemu płaczesz? To tylko ciastka - powiedział biorąc jedno z nich do ręki. Walnął nim o blat i nic. Głuchy łoskot ale wypiek był cały. Mag pokiwał głową z uznaniem. - Dobre, są. Jeżeli pozwolisz zostawię je sobie a potem porzucam nimi do celu.
Dziewczyna kręciła głową nadal szlochając. - J-ja nie rozumiem...
- A co tu rozumieć? Lubię sobie czasem postrzelać. - Wzruszył ramionami biorąc kolejne dwa do ręki. Jednego dał do powąchania Klemensowim który skrzywił się i odszedł. - Huh, reaguje lepiej niż na moje wypieki. Kiedyś próbowałem zrobić ciastko, przywaliłem je tak mocno że został sam węgielek... Mmm, mój poprzedni pies zjadł to i przekręcił się na miejscu. No szkoda zwierzaka ale najprawdopodobniej uratował mi życie. - Kłamstwo. Sam zmusił czworonoga do zjedzenia tego piekielnego wypieku.
- A-ale...
Uniósł rękę uciszając ją. - Dziewczyno, ja od kilku lat nie jadłem tak dobrej pieczeni. Co mnie interesują ciastka skoro pierwszy raz od długiego czasu zapełniłem żołądek czymś smacznym? - zaśmiał się wesoło idąc w jej stronę. Wziął ją za rękę i poprowadził do salonu. Siłą posadził ją w jednym z foteli a sam przykucnął obok. - Posłuchaj mnie kruszynko, ja ci do cholery nic nie zrobię. Czy ty tego nie możesz zrozumieć? Nie jestem tyranem jak twój brat. Myślisz że czemu powałem cię i umieściłem tu? Nie przepadam za widokiem bicia kobiet a już szczególnie tak delikatnych i słodkich jak ty. - Uśmiechnął się do niej delikatnie ocierając łezki z policzków. - Nie płacz piękna, to ci w niczym nie pomoże.
Ucałował jej małą rączkę patrząc w te niewinne oczęta. Czekał na jej reakcję a tylko jedna myśl chodziła mu po głowie. - Jest moja.

< Elaiza? Ach te wszystkie kłamstwa XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz