.

.
.
.

czwartek, 8 stycznia 2015

Od Ravanhaela - Cd. Elaizy

Mag pewnie parsknął by śmiechem gdyby nie fakt, że pewnie by ją to przestraszyło. Postanowił grać nieco nieporadnego, potem się zobaczy. Pokiwał energicznie głową na jej propozycję jakby nic innego jak śniadanie nie było ważne.
- Tak, tak, tak, to bardzo dobry pomysł. Nawet nie wiesz jak dawno nie jadłem normalnego posiłku. Brak kobiety w domu i trzeba żyć na puszkach, konserwach i innym tego typu świństwie, którego dłużej nie zniesie moje podniebienie.
Pomógł jej donieść książki do salonu. Na pierwszym piętrze było dużo wolnej przestrzeni umeblowanej z gustem godnym podziwu u mężczyzny. Był wolnym duchem, który nie przepadał za zamkniętą przestrzenią, wyznawał zasadę: "Im mniej ścian tym więcej ciebie!". Wymyślił to sam i sam też nie wie zbytnio o co w tym chodzi, no ale zasada jest? Jest.
- Kuchnia może być całkowicie do twojej dyspozycji, ja tam zbyt często nie zaglądam - powiedział z kwaśną miną. Mężczyzna na poziomie jak on a musiał żyć na tak niegodziwej chemii. Wprowadził ją do owego pomieszczenia. Kuchnia nie była duża ale jak poprzednie pomieszczenia, dobrze udekorowana i wyposażona. Kuchenka prawie że lśniła i pachniała nowością.
Dziewczynie zaparło dech.
- O mamo...
- Jako książę z bajki na białym rumaku, muszę podarować ci piękny zamek. Tak więc oto jest mój prezent! - zarechotał z drwiącą nutką. Podparł się o blat naprzeciw lodówki i usiadł na niego podpierając nogi o stolik przed sobą.
Eliza zgromiła go wzrokiem. - Więcej szacunku.
Szybko wziął nogi. Znów ledwo co powstrzymał śmiech. - Tak jest księżniczko. - Przechylił głowę patrząc na nią uważnie. - Trzeba ci kupić nowe ubrania.
- Ja...ja nie potrzebuję Panie Magu, naprawdę. Dużo mi pan już dał.
- Potem zabiorę cię do miasta, kupimy ci jakąś ładną sukienkę, albo kilka... Tak, tak, kilka. Jedną zieloną, pod twoich oczu, niebieską i czerwoną, jak lód i krew i...
- Czemu lód i krew?
- Bo to ja - zaśmiał się wskazując swoje kolorowe oczy. - Lód i krew. Czerwony i niebieski. No ale dalej... Kupimy też jakieś futro bo tu jest zimno. Przepraszam ale nie przepadam za wysokimi temperaturami.
- Nic nie szkodzi...
- A, jeszcze trzeba będzie wziąć ci chyba jakiś ręcznik, szczoteczkę, szczotkę, mydełko, ciepłe spodnie, sweter, piżamę, ciepłe kapcie, może jakąś roślinkę... Lubisz roślinki?
- Lubię.
- No to weźmiemy też roślinkę, ja nie mam żadnych bo zawsze je osuszam. Hmmm. Kubek, więcej poduszek, koce, nowe książki, karty, coś do zabicia czasu, a! I mięso. Duuużo mięsa! - Uśmiechnął się szeroko na samo wyobrażenie pieczonego indyka nadziewanego mięsem z kurczaka. - A właśnie, jestem Ravanhael Venreverd.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Przedstawił się!
- Ale możesz mówić mi Boreasz lub Ull, takie zdrobnienia. O! Albo słodziaku, okruszku, koteczku, przystojniaku... No co tak na mnie patrzysz?
- P-przepraszam... okruszku?
Pokiwał zadowolony głową i poczochrał jej włosy. - Ładnie, szybko się uczyć. Zapomniałem jeszcze o czymś w liście zakupów? Mmm, doniczka, konewke, nawozy, książki kucharskie, jakaś biżuteria, pudełeczka, szkatułkę, może nowe meble jeżeli będziesz chciała, i szczeniaka. Takiego białego i puchatego. Zawsze chciałem mieć szczeniaka ale zdychały po dwóch tygodniach. Czekaj... a skoro szczeniak to jeszcze miska, legowisko, zabawki, gryzaczki, kolejny koców, poduszeczka... - I tak dalej i tak dalej.
- Panie Magu?
- Okruszku - poprawił puszczając jej oko.
- J-jest pan głodny?
- Jesteś głodny? - znów poprawił nieco zirytowany. - Po imieniu. O jasne że jestem głodny, popatrzę jak gotujesz.

< Eliza? Okruszek...XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz