.

.
.
.

czwartek, 27 listopada 2014

Od Clarissy - Cd. Desmodora

No i zaczął się popłoch i wielki chaos. Już po kilkunastu minutach do skrzydła szpitalnego zaczęto wnosić pierwszych rannych.
Oho..Temu całemu księciu musiało się nieźle nudzić!-pomyślała dziewczyna
Pielęgniarki zaczęły biegać i opatrywać mężczyzn. Szybko dołączyła do nich i zaczęła wydawać krótkie rozkazy nadzorując pracę całego oddziału,a przy tym zajmując się kolejnymi.
-Jaeth przynieś więcej bandaży i dodatkowe gazy!-rzuciła do jednej z pomocniczek.
Była ode niej kilka lat starsza ale bez mrugnięcia okiem spełniła to o co ją prosiła.
Oprócz kilku groźnie krwawiących ran, zadrapań, rozcięć oraz mniejszych urazów trafiały się sytuacje krytyczne. Starała się jak najmniej obciążyć dziewczyny przy tych niecierpiących zwłoki przypadkach i sama się nimi zajmować. Ten książę chyba nie chciał wywołać małej bitewki domowej,ale prawdziwą wojnę! Po kilku godzinach wnosili coraz mniej rannych.
-To już ostatni-powiedział żołnierz kładąc na pryczy młodego mężczyznę-Wszystko powoli cichnie więc nie spodziewajcie się kolejnych rannych.
Kobiety opatrzyły więc tego chłopaka i zaczęły sprzątać po poprzednikach oraz opiekować się tymi którzy zostali w ich skrzydle. Wierzchem dłoni Clary otarła czoło i westchnęła lekko z uśmiechem. Z tego co wiem nie było żadnych śmiertelnych przypadków więc to dobrze. Cieszyła się też, że w tak krótkim czasie zdobyłam szacunek, przyjaźń i zaufanie całości personelu..Chodź w gruncie rzeczy była najmłodsza. Po chwili do sali sanitarnej wszedł Władca.
-Desmodor..-uśmiechnęła się dziewczyna-Sytuacja z rannymi jest już ustatkowana. Wszystko poszło szybko i sprawnie!

(Des?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz