Nekromanta leżał w całkowitych niemal ciemnościach. Na piersi czuł straszliwy ucisk jakby jakiś ciężar go przywalił. Jęknął i wymacał wokół, szukając kostura. Nie znalazł. Zdusił ukłucie paniki i spróbował zaczerpnąć tchu. Nie mógł... Otworzył oczy szukając czegokolwiek. Nie potrafił przebić zasłony mroku. Przez głowę przelatywały mu myśli. Irytujące i wredne, dotyczące przeszłości. Czy gdyby pokierował inaczej swoim życiem, nie byłby nekromantą? Nigdy nie musiałby opuszczać rodzinnego domu... ale... wtedy jego szalony ojciec poświeciłby Albisa. Oddając jednocześnie Selthusa na wychowanie okrutnemu czarownikowi.
Potrząsnął głową skupiając myśli na przydatnych zaklęciach. Nic mu nie przychodziło do głowy. Zakrwawionymi palcami wymacał spory posąg który go przygniatał. Dlatego nie mógł oddychać. Ciężar wgniótł mu nieco klatkę piersiową i połamał chyba wszystkie żebra. Normalny człowiek już by nie żył. Cóż... Selthus nigdy normalny nie był. Od kiedy złożył przysięgę nieznanym bytom ciemności, została zabrana część jego duszy. Ciało rozerwano a jego przemieniono, aby lepiej wypełniał swoje funkcje. Stał się Lichem. Zamknął oczy napierając palcami na kamień. Skupił resztki energii. Pojawiły się maleńkie pęknięcia. Niestety ból również się wzmógł. Z trudem przyszło mu się skupić nad skończeniem długiej formułki. W końcu posąg eksplodował, uwalniając nekromantę. Rozrzucił po okolicy grad maleńkich odłamków. Wiedział jednak, że i tak jest sam. Zawsze był i będzie. W końcu był czarnym magiem, a oni raczej nie są duszami towarzystwa. Gdy poczuł na policzku ciepły dotyk wrócił z odmętów umysłu.
- Kropek. - wyszeptał.
Stworek zapiszczał jak zabawka i zaczął żuć jego białe włosy. Selthus zmarszczył brwi starając się nabrać powietrza. Powoli ciało się regenerowało. Usłyszał odrażający chrupot nastawianych kości.
- Nic ci nie jest? - doszedł do niego kobiecy głos.
Zamrugał zaskoczony. Zupełnie o niej zapomniał. Myślał, że już dawno uciekła. Dlaczego została? Miał zamiar potem ją wypytać. Teraz zdołał tylko wycharczeć.
- Kos...kostur.
Kiwnęła głową i zaczęła na oślep szukać przedmiotu. W końcu dotknęła ciepłego drewna a po palcach przebiegła jej fala mocy. W głowie usłyszała nieprzyjemny szum, jakby szeptów. Powtarzały bez przerwy jakieś imię, ale nie mogła zrozumieć znaczenia. Zacisnęła usta i podała artefakt nekromancie. Uśmiechnął się lekko a z oczodołów czaszki spłynęło mocne, czerwone światło. Oświetliło jego i całe otoczenie. Okazało się, że miał miejsce jakiś wybuch. Większość kolumn i posągów leżała teraz w strzępach. Mir rozglądała się z trwogą gdy nagle usłyszała kolejny chrupot nastawianych kości. Kostur dokończył proces pobieżnego leczenia a Selthus usiadł z jękiem.
- To się wpakowaliśmy. - wyszeptał ocierając z ust krew. - Wygląda na to, że ta Banshee nie była jedyna.
<Mir? ;3 Siedzą cicho czy wieją? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz