.

.
.
.

środa, 26 listopada 2014

Od Luanii - Cd. Ifrysa

Dziewczyna przez chwilę siedziała obok niego, wpatrzona wielkimi, zaskoczonymi oczami.
- Na prawdę? - wyszeptała.
Pokiwał tylko głową oparty o zimną ścianę, łapiąc oddech. Zagryzła wargi i nie wiedziała co odpowiedzieć. Nigdy jeszcze nikt nie chciał jej pomóc. Czy mogła mu zaufać? Wydawał się przecież straszny, ale ... uratował ją.
- Przepraszam. - wyszeptała i chwyciła go pod ramię pomagając wstać.
Zrobili kilka kroków przed siebie w akompaniamencie donośnego skrzypienia starych desek. Jeśli były tu jakieś inne strzygi na pewno o nich wiedziały.
- Myślisz, że dlaczego nie atakują? - zapytała szeptem, oglądając się na boki.
Zdawało jej się, czy faktycznie dostrzegła coś ukradkiem przemykającego pod ścianą?
- Pojęcia nie mam. - odparł chwiejąc się nieco.
Mimo, że nadal nie była pewna ich sytuacji, jakiekolwiek pocieszenie czerpała przynajmniej z jego bliskiego kontaktu. Wystarczyło, że nie czuła się sama w mroku i od razu była pewniejsza siebie. Nim jednak pokonali cały korytarz coś ciemnego zaszło im drogę. Ifrys spiął się cały, gotując na kolejną walkę. Stwór pokazał komplet błyszczących kłów, sycząc straszliwie.
- Zginiecie, ciepłokrwiste istoty.
Luania zadrżała i chwyciła mocniej Shadowa. Myślała gorączkowo co by tu teraz zrobić. Po chwili miała już rozwiązanie. Wyciągnęła do niego dłoń która zapłonęła zielonym ogniem. Stwór cofnął się zaskoczony.
- Rozkazuję ci nas przepuścić, albo rozpętam tu piekło. - zagroziła pewnym głosem.
Tym razem z zadowoleniem stwierdziła, że nie drżał. Wampir jednak zaśmiał się paskudnie. Tego mogła się spodziewać. Podczas rozmowy w myślach układała składniki zaklęcia. Uśmiechnęła się leciutko i strzepnęła palcami płomyk który urósł nagle i pomknął do przeciwnika jak żywa istota. Z niesamowitą prędkością zajął ubranie, dosłownie je pożerając. Krzyki wampira spowodowały, że jego pobratymcy zaczęli niemrawo wychodzić z kryjówek. Luania pociągnęła za sobą, lekko zaskoczonego Ifrysa. Wyminęli płonącego nieumarłego i doskoczyli do schodów. Płomyk latał nad nimi atakując nieustannie każdego kto był na tyle głupi by podejść za blisko. Gdy wyszli na świeże, zimne powietrze, stary dworek cały już płonął. Wraz z koszmarnymi mieszkańcami. Ognik zniknął zaraz potem a Luania teraz również ledwie trzymała się na nogach.

<Ifrysiku? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz