Smok uśmiechnął się paskudnie, co w jego wykonaniu wyglądało dość przerażająco.
- W takim razie chętnie na niego poczekam.
- Nie słyszałeś co powiedziałam?! - dziewczyna drżała z gniewu i z trudem utrzymywała się na nogach.
Gadzina owinął ogon wokół jej talii i nie zważając na protesty pomaszerował z powrotem do głównej jaskini.
- Do czasu przybycia twego mistrza zadbam, by nie doskwierała ci nuda.
Pamiętał jak ucieszyła się na wieść o najbliższych sąsiadach - gryfach. Postanowił pozwolić jej pobawić się nieco ze zwierzątkami, oczywiście pod nadzorem. Jeszcze postanowiłaby uciec... Co to to nie. Uśmiechnął się po raz kolejny, obmyślając plan dnia. Postawił elfkę delikatnie na ziemi, a sam skierował kroki w stronę korytarza prowadzącego do ogrodu.
- Zaczekaj tutaj. - rzucił głosem nieznoszącym sprzeciwu, znikając w sąsiedniej pieczarze.
- Gdzie to jest? - syknął rozdrażniony, nie mogąc znaleźć zguby.
Wreszcie zadowolony odkrył starodawny kufer ze złoceniami na rogach ukryty pod wyjątkowo bujnym krzewem owocowym. Vigo, jak każdy porządny smok, lubił chować niektóre skarby tu i tam, mając często problem z ich odnalezieniem... Gad wypowiedział kilka słów magii, a bogato rzeźbiona klapa kufra odskoczyła z lekkim pyknięciem. Nucąc coś wesoło, począł przeszukiwać i przekopywać jedwabne stroje. Wreszcie wyjął grube futro z kapturem i rękawiczki. Delikatnie chwycił zdobycz w zęby i pomaszerował zadowolony z siebie do leża. Dziewczyna siedziała na grubym mchu służącym mu za posłanie. Zdawała się smutna i rozżalona. Na dźwięk kroków smoka podniosła głowę z zaczerwienionymi oczami. Zatrzymał się metr od drobnej istotki i zamarł z uczuciem zmieszania wymalowanym na pysku. Przyjął ludzką postać, niepewnie wyciągając dłoń do Kruszynki.
- Pozwolisz? Chciałbym cię zabrać na przejażdżkę.
Milczała, spoglądając nieufnie na wyciągniętą rękę.
- Nie jestem tak straszny jak o mnie myślisz. - chwycił aksamitną w dotyku dłoń elfki i przyciągnął do siebie, przekazując tym samym odrobinę energii, by poczuła się silniejsza.
- Co robisz? - zmarszczyła gniewnie brwi, próbując się oswobodzić.
Szybkim ruchem zarzucił jej na ramiona płaszcz i wcisnął w ręce rękawiczki.
- Ubierz to.... - rzucił, odsuwając się pospiesznie.
Przez ułamek sekundy zapach Luanii stał się dla niego niezwykle kuszący, jak odległy, niezdobyty skarb... Dziewczyna tymczasem niczego nie podejrzewając wykonała pospiesznie polecenie smoka.
- Co teraz? - spytała cichutko.
- Zabieram cię moja panną na przejażdżkę po okolicy. - po chwili wahania dodał jeszcze z szerokim uśmiechem - Na własnym grzbiecie.
<Luanio? Wiejesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz