.

.
.
.

sobota, 29 listopada 2014

Od Iris Cd Yunashiego/Mediterano

Z trudem walczyłam z wszechogarniającym snem. Tak kusząco zapraszał w swe ramiona i obiecywał wieczny spokój z dala od nieszczęść ludzkiego świata. Nagle poczułam coś ciepłego wokół talii, otworzyłam oczy, spoglądając na srebrne łuski smoka. Dawne wspomnienia z dzieciństwa zepchnięte w najciemniejsze kąty duszy ożyły nagle. Ponownie przeżyłam śmierć rodziców rozszarpywanych na strzępy przez krwiożerczą bestię. Zasłoniłam twarz ramionami, krzycząc z przerażenia. Ponownie byłam czteroletnim dzieckiem....
- Ciii.... czyjś łagodny głos przebił się przez ciężką zasłonę koszmaru, przywracając rzeczywistości - Nic ci nie grozi.
Powoli opuściłam ramiona, a widok jaki zobaczyłam był niewiele lepszy od wspomnień. Tuż nad sobą ujrzałam wielki łeb białego smoka... Obserwował mnie uważnie mądrymi ślepiami pełnymi.... współczucia. Z niedowierzaniem otworzyłam szerzej oczy. Ciepło bijące od bestii powoli wnikało w moje ciało, rozgrzewając zesztywniałe członki.
- Dlaczego przedłużacz to.... co i tak nieuniknione? - wyszeptałam z trudem.
Bestia przekrzywiła głowę nieco w bok, jak gdyby nie pojmując sensu słów.
- Co takiego?
- Zabij mnie i skończ ten koszmar....
W odpowiedzi poczułam jak kładzie się na lodowej posadzce w wygodnej pozycji i układa moje ciało na zgiętych łapach. Nie miałam sił, by odczuwać strach, tym bardziej myśleć o ucieczce. Niepostrzeżenie zmorzył mnie sen, jeden z tych głębokich i o dziwo spokojnych. Otworzyłam oczy, z poczuciem niedowierzania, że wciąż żyję. Smok trwał w bezruchu zapatrzony w ciemny wylot korytarza. Bojąc się drgnąć, by nie zwrócić na siebie uwagi gada, kątem oka zlustrowałam najbliższe otoczenie. Nie zamierzałam zostać tu ani minuty dłużej. Przyjęłam zlecenie z chęci zemsty, niestety stojąc twarzą w twarz z bestią roztaczającą wokół siebie piękno i grozę... skapitulowałam. Zadanie okazało się ponad moje siły. Czując gorycz i smutek w sercu, zerwałam się na równe nogi. Postanowiłam dotrzeć do kolumny i dalej do jednej z jaskiń. Niestety zadanie okazało się trudne, poczułam ostre zawroty głowy, a przed oczami stanęły mroczki. Jakimś cudem zdołałam dobiec do upatrzonego korytarza. Tuż za sobą usłyszałam donośne kroki bestii. Korytarz skręcił nagle, dając mi niewielką przewagę jak sądziłam. Niestety szczęście opuściło mnie na dobre. Wpadłam z impetem do kolejnej jaskini, w której królował gniewny, błękitny smok. Ze łzami w oczach, przeklinając na czym świat stoi upadłam na kolana przed wściekłym gadem.
- Dobij mnie... - szepnęłam z pieszczotą w głosie, jakbym prosiła kochanka o pocałunek.
Chciałam zakończyć to wreszcie i uwolnić się od poczucia winy za śmierć bliskich. Moja duszę zbyt długo trawiła samotność...

<Który? Wyszło trochę... melodramatycznie.>

1 komentarz: