.

.
.
.

czwartek, 27 listopada 2014

Od Rosalie - Cd. Ifrysa

Westchnęłam i oparłam się o drzewo. Po chwili zsunęłam się na ziemię i popatrzyłam na księżyc wiszący wysoko na niebie. Westchnęłam ciężko myśląc o moim położeniu. Rodzice by tego nie pochwalili. Wstałam i podeszłam do Lancelota (jeleń). Poklepałam go po szyi i spojrzałam w mądre oczy zwierzaka.
- Tak lepiej za nim iść. Jeszcze się zgubi. – uśmiechnęłam się nieznacznie. Podeszłam do karego konia Ifrysa.
- Zaopiekuj się Lancelotem dobrze? Nie lubi być sam. – ogier parsknął i jakby mówił: ,,Nic się nie martw ten wypłosz jest przy mnie bezpieczny”. Odwróciłam się i zapuściłam w las. Szłam cicho po leśnej ściółce uważnie rozglądając się dookoła. Podskakiwałam za każdym razem jak usłyszałam jakiś szelest. Nagle zauważyłam ciemny cień za drzewem. Ale to nie był Ifrys. Człowiek był niższy i miał pelerynę długą do ziemi. Podeszłam cicho i przyłożyłam mu sztylet do szyi.
- Tylko się nie ruszaj… - szepnęłam drżącym głosem. Teraz jak nie było przy mnie Ifrysa czułam się trochę niepewnie.
- Nie rób tego. – powiedział szyderczo człowiek – On już jest z nami.
Puściłam osobnika, który się odwrócił. Zmierzyłam wzrokiem jego twarz i zajrzałam głęboko w zimne, kpiące oczy.
- Nie … to nie prawda.
- Ależ tak. Jeśli nie chcesz podzielić losu swojego przyjaciela uciekaj.
- On nie jest moim … - urwałam spłoszona. A jeśli nieznajomy mówi prawdę. Ifrys, gdzie jesteś?!
(Ifrys?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz