.

.
.
.

czwartek, 27 listopada 2014

Od Mir Cd Shanga

Przez dłuższy moment spoglądałam na mężczyznę o czarnych skrzydłach z mieszaniną niedowierzania i strachu. Miałam przed sobą autentycznego demona...., nieumarłego smoka na dodatek... Dracolicha.... Ignorując palący ból łydki, przymknęłam oczy i wolno policzyłam do dziesięciu. Niestety po ponownym zerknięciu na istotę z otchłani, przekonałam się, że nie był snem. Z trudem opanowałam rosnącą panikę.
- Pewnie masz masę spraw... Potępione dusze i takie tam.... - wyszeptałam słabo.
- Masz gorączkę, powinnaś odpoczywać. - odpowiedział niezwykle spokojnym tonem.
Wzięłam kilka głębszych wdechów, powracając myślami do niewinnie wyglądającego ognika, którego znalazłam nad ranem. 
- Już nic mi nie grozi.... Zostałam odesłana z powrotem... - powiedziałam ostatkiem sił ponownie zapadając w sen.
Mój organizm posiadał silną odporność i wysoką zdolność regeneracji. Po kilku godzinach porządnej drzemki gorączka powinna spaść, a rana goić. Za kilka dni nie pozostanie nawet blizna. Wszystko dzięki błogosławieństwu bogini Nerthus i jej medalionowi. Śniąc spokojnie, zacisnęłam rękę na krysztale otoczonym plątaniną cieniutkiego, złotego drucika przedstawiającego liść królewskiego drzewa. Delikatne, czerwone światło rozbłysło na moment, pulsując jak niewielkie serce. Fala ciepła rozlała się wewnątrz mego ciała, przyspieszając neutralizację trucizny.
- Dziękuję Boginii.... - szepnęłam przez sen - Wypełnię misję do końca....
Miękką ciemność zastąpiły obrazy wspomnień. Po rytuale Przekazania nawiedził mnie pewien sen i odtąd towarzyszył nieustannie, powtarzając się prawie każdej nocy. 
Jechałam spokojnie przez ciemny las. Drzewa wyciągały ku mnie gałęzie niczym szpony. Nie dostrzegałam nieba. Wszystko zdawało się tonąć w złowrogim mroku. Zacisnęłam mocniej dłoń na medalionie, który zabłysł jasnym światłem na moment wysyłając płomienny strumień w niebo. Kryształ przygasł i oziębł, jak zwykły, polny kamień. Poczułam narastający strach.
- Bogini nie opuszczaj mnie. - szepnęłam cicho.
Nagle dotychczasowe ciepło i poczucie czyjejś opieki ustąpiło miejsca ciszy i samotności. Czując w ustach gorzki smak zdrady, poczułam na policzkach gorące łzy. Nagle zaledwie kilka metrów przede mną dostrzegłam niewielki, fioletowy ognik. Urósł pospiesznie, przybierając formę wielkiej bestii o inteligentnym spojrzeniu.
- Wezwałaś mnie. - niski głos dochodził zewsząd - Dlaczego?

<Shang?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz