.

.
.
.

niedziela, 30 listopada 2014

Od Desmodora - Cd. Clarissy

Władca leżał o dziwo spokojnie, z trudem oddychając. Nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Stracił zbyt wiele krwi i nie widział nawet dokładnie. Clarissa spojrzała zaskoczona, że nie zalał jej kłótliwym bełkotem. Przysiadła na przystawionym krześle.
- Panie? - zapytała cichutko, dotykając jego skóry.
Była lodowata. Zwykle miał gorący dotyk. Nagle onyksowa barwa ciała zbladła a złote tatuaż rozbłysły. Uzdrowicielka odskoczyła zaskoczona, ale zaraz potem ponownie wróciła na miejsce i zmierzyła mu puls. Nic nie wyczuła.
- O Bogowie. - wyszeptała.
Wysłała w jego ciało wiązkę energii która jednak natychmiast do niej wróciła. Nic nie mogła zrobić. Spóźniła się...  Mógł grać silnego władcę ale tak naprawdę potrzebował pomocy jak każdy. Tylko nie potrafił o nią prosić. Złoty blask również przygasł a po policzkach Clarissy popłynęły łzy. Zapewne podejrzewała, że nic już go nie uratuje. Rozpoczął swoją zgubną wędrówkę do ostatniego kręgu piekieł. Gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi, nie zareagowała nachylona nad ciałem Desmodora. Do komnaty wszedł Bulzibar i zamarł.
- C...co się stało?! - wrzasnął i podbiegł, padając na kolana.
- On... Władca stracił zbyt wiele krwi. Nic nie mogłam... nie mogłam mu pomóc. - wyszeptała.
Spojrzał na nią a potem na niego.
- Nie, to niemożliwe. - pokręcił zrozpaczony głową.
- Bulzibarze to koniec.
- Nie! - chwycił ostrożnie umarłego i skierował się do wyjścia.
- Dokąd idziesz?!
- On nie jest taki jak my. Ale niewielu o tym wie. Przybył z odległych światów. Podejrzewam, że nawet tego nie pamięta. Wiem jednak jak mu pomóc.  - powiedział łamliwym głosem.
- Idę z tobą.
Nie sprzeczał się. Ruszyli szybko przez puste korytarze to platformy teleportacyjnej. Rozbłysła na czerwono jakby nadal reagowała na Desmodora.
- Musimy iść na zewnątrz. - wyszeptał, mocno ściskając ciało.
Zabłysło ostre czerwone światło a potem zalała ją fala gorąca. Jak okiem sięgnąć widziała tylko lawę i spaloną, czarną ziemię. Gdy się odwróciła ujrzała pustkowie pełne kości. Byli bardzo daleko od zamku.
- Bulzibarze? Co teraz?
Demon bez słowa wrzucił ciało do wrzącej lawy. Uzdrowicielka krzyknęła i chciała go jakoś ratować ale ją powstrzymał.
- Co ty robisz! Zabijesz go!
- On już jest martwy! Nic innego nie możesz zrobić.
Wymianę zdań przerwał im głośny bulgot gorącej rzeki. Olbrzymi słup roztopionej skały uniósł się na kilka metrów i spłynął z siłą. Gdyby nie Bulzibar, dziewczyna zostałaby spalona.  Gdy ją odsłonił ujrzała jakby małe słońce zstąpiło na ziemię. Nad powierzchnią unosiła się tak jasna kula, że nie można było na nią patrzeć. Po chwili uformowała się w dobrze jej znany kształt który lekko opadł na spękaną ziemię. Gdy wszystko zgasło stał przed nimi chwiejący się na nogach Desmodor. Wciąż miał skrzydła, ale wyglądał jak śnieżny elf z białymi włosami. Zrobił krok i upadł zmęczony.

<Clarisso? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz