.

.
.
.

czwartek, 27 listopada 2014

Od Ifrysa Cd Luanii

Padliśmy na trawę, zachłannie łapiąc powietrze. Czułem się jak starzec wyzuty z wszelkich sił, jednak moja towarzyszka wyglądała znacznie gorzej. Przyciągnąłem ją drżącym ramieniem i spojrzałem w ciemne oczy.
- Mamy więcej szczęścia, niż rozumu Śnieżynko. Czas znikać, nim wypatrzą nas niedobitki. - z trudem wstałem.
Wyciągnąłem rękę do dziewczyny, którą przyjęła z wahaniem. Już po chwili oboje, wspierając się o siebie nawzajem jak para pijaków opuściliśmy przeklętą posiadłość przez rdzewiejącą bramę. Pół godziny później, nie spotkawszy po drodze żadnego patrolu, odprowadziłem Luanię pod wskazaną oberżę. Na pożegnanie postanowiłem skraść buziaka śnieżnej ślicznotce, jednak zarobiłem mocnego sierpowego. No, cóż. W końcu nie można mieć wszystkiego... Od razu.... Bladym świtem powróciłem do karczmy Rolfa i wszedłem do środka tylnym wejściem pozostawionym dla mnie zapewne przez jedną z kelnerek. Pokonanie schodów na pierwsze piętro w obecnym stanie graniczyło z nie lada wyczynem, któremu na szczęście podołałem. Otworzyłem drzwi własnego pokoju z mocnym postanowieniem zapadnięcia w głęboki, zimowy sen. Niestety nie było mi to dane... Na krześle pod oknem dostrzegłem młodego mężczyznę obserwującego wschód słońca.
- Nareszcie jesteś! - warknął przybysz, mierząc mnie od stóp do czubka głowy - Która zdołała doprowadzić cię do takiego stanu? - spytał z kpiącym uśmiechem - Nie ważne. Mam dla ciebie zlecenie.
Wstał i pospiesznie zbliżył się do mnie. W wyciągniętej doni dostrzegłem zwój papieru z niebieską pieczęcią. Doskonale znałem ten herb... Wiedziałem, że szykują się poważne kłopoty.
- Nasi dobrzy znajomi zwracają się do ciebie Shadow - zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, za co miałem wielką ochotę porządnie przyłożyć paniczykowi - z prośbą o pomoc. Otóż niesforna córka władcy Muranoki znowu przysparza ojcu zmartwień. Twoim zadaniem będzie odnalezienie jej i odstawienie do domu w nienaruszonym stanie. - powiedział z naciskiem, spoglądając mi głęboko w oczy - Oczywiście nie zapomniał o zachęcie.
Rzucił na stół ciężki mieszek brzęczący wesoło. Przyjrzałem mu się ze względnym zainteresowaniem, nadal milcząc i czekając na dalszy bieg wypadków.
- Oczywiście Lady Luania - Luania?!! dotarło do mnie wreszcie - bywa niezwykle przebiegła. Dlatego dostałeś również pozwolenie na zastosowanie pewnych środków ostrożności ze śmiercią włącznie.
Z kamiennym wyrazem twarzy spoglądałem na młodzika przechadzającego się w te i wewte po pokoju. Już nieomal wydeptał dziurę w podłodze... Coś tu było mocno nie tak. Co takiego narozrabiała, że kochający tatuś postanowił pozbyć się córeczki. Chyba, że zlecenie nie miało nic wspólnego z rodzinką pięknej elfki. Tak czy siak postanowiłem przyjąć zlecenie i dowiedzieć się prawdy. 
Kilka godzin snu po wizycie irytującego gościa, wziąłem kąpiel i zjadłem późne śniadanie. Stary Rolf przeczuwał coś, gdyż zazwyczaj nie pracowałem za dnia, więc sprawa była niezwykłej wagi...

<Luanio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz