.

.
.
.

sobota, 29 listopada 2014

Od Tari - Cd. Dante

Głaskała delikatne pióra towarzysza. Modliła się w duchu, aby przeżył. Łzy falami spływały po jej policzkach, pokonując labirynt wybrzuszeń, jakimi były tatuaże. Kilka razy chciała rzucić się w wir walki, pomścić krzywdę Shadow'a, lecz wojownicy powstrzymywali ją.
- Wszystko będzie dobrze, Dante nas ochroni.- szeptała
Sama nie wierzyła w cud, ale wiara w rycerza była mocniejsza od wszystkiego. Usłyszała sapanie, to które znała. Gwałtownie poderwała się z ziemi. Zdjęła łuk, wyjęła strzałę, stanęła na wysokim kamieniu. "Już nikt nie zginie z mojej winy."- pomyślała. Z nienawiścią, a także furią bijącą od niej samej wypuściła pocisk, który przebił odsłonięte udo bestii atakującej Dacaratha. Tylko tyle mogła zrobić. Upadła na kolana, tuż przed ciałem zwierzęcia, kiedy adrenalina przestała działać. Znów płakała. Nie tyle nad rannym stworzeniem, co nad swą głupotą. Kolejni Heladosi zostawali unieruchamiani. Zamarła gdy podszedł do niej jeden z demonów.
- Co jej się stało? - zapytał
Głos miał przyjemny, melodyjny. Z szeregu wyszedł wojownik
- Chyba chodzi o jej gryfa.
- Była z nimi?
- Tak sądzimy.
Zacisnął mocniej usta. Widziała na jego twarzy nieustępliwość.
- Więc powinna zginąć razem z resztą.
Demon kiwnął zadowolony głową i wydobył miecz. Zamknęła oczy.
- Poczekaj. Najpierw z nimi porozmawiam. Potem zadecyduję o losie tych... - skrzywił się wyraźnie. - zabójców demonów. Doprowadzić obóz do porządku.
- Niech ktoś je opatrzy. Może nam się przydać.- nakazał
- Nie.- wysyczała- Nie odbierzecie mi go!- wrzasnęła wstając
- Doprawdy?- uśmiechnął się wyzywająco
- Doprawdy. Tylko ja potrafię go okiełznać. To dzika bestia, tak jak twoi podwładni!
Miała ochotę rzucić się na niego. Udusić, skrócić o głowę... cokolwiek. Jednak nie zrobiła nic. Poddała się wiedząc, że gryf nie ugnie się przed takimi jak on. Pojmano ją i zaprowadzono do małego namiotu. Zdziwiło ją to, była pewna, że zginie natychmiast. Nawet jej nie związali, no tak... straż. Usiadła nie mogąc zrobić nic innego.
- Proszę, niech będą cali...- wyszeptała z bólem w sercu
Mijały godziny. Nagle materiał oddzielający ją od reszty świata rozsunął się. Do pomieszczenia wepchnięto dwóch lub trzech... tak, trzech mężczyzn. Szybko podniosła się i przytuliła białowłosego.
- Żyjesz...- szepnęła, w jej tonie słychać było szczęście
- T... Tari.- zdziwił się jej zachowaniem
- Cicho... bałam się o ciebie... o was wszystkich...
- Tari.- rzekł pewniej
- No tak, przepraszam.- odkleiła się od niego- Nie powinnam. Ale... to był taki odruch. I wiesz co? Coś mi się zdaje, że nie spłacę dziś tego długu.- zaśmiała się cicho

< Dante?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz