Dziewczyna patrzyła w zamyśleniu na błyszczące znaki wokół dłoni.
- A jak … wróci?
Czarownik spojrzał na nią nie rozumiejąc. Potrząsnęła głową dając mu do zrozumienia, że nieważne. Nagle coś zastukało w szybę. Rosalie zerwała się z krzesła spłoszona i podeszła do okna.
- Ach to ty! – powiedziała z ulgą widząc małą ćmę. Alastor patrzył nic nie rozumiejąc. Dziewczyna otworzyła cicho okno i nocny motyl usiadł jej na dłoni. Patrzyła na nią z miłością. Więc wróciła … dla niej. Wtedy ujrzała je. Potężne, dumne i majestatyczne.
- Mój Boże…! – wykrzyknęła i bez chwili wytłumaczenia wybiegła na pokład. Stały tam, złote szpony błyskały w świetle księżyca. Dzioby ostre jak sztylety kłapały od czasu do czasu. Ogromne orły północy.
Rosalie skłoniła się. Czekała w pokłonie aż dowódca jej odpowie. Po chwili orzeł schylił głowę.
- Dziękuję, że przybywacie. Myślę, że wasza pomoc bardzo nam się przyda. – powiedziała patrząc w dół na mgliste szczyty gór.
- Wiem o co chodzi. Wezwałaś nas abyśmy ci pomogli.
- To już nieważne. Muszę tu zostać. Ale będę niezmiernie wdzięczna, jeśli nam pomożecie.
Wtedy rozległ się ogłuszający ryk. Statek zachybotał się niebezpiecznie.
- Mów dalej. – powiedział orzeł nadal patrząc w bok w poszukiwaniu źródła dźwięku.
- Najpierw trzeba przenieść statek w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
- Słuchaj … - zwrócił się do mnie dowódca – mamy towarzystwo. To ogniste smoki…
(Alastor? xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz