- Nie patrz tak na mnie. - mrugnąłem do elfki - Dobrze się z tobą współpracuje Kwiatuszku. Szkoda tylko, że zostawiliśmy broń. - westchnąłem ciężko.
Podziwianie wschodzącego słońca pozwoliło nam i zwierzętom odpocząć nieco i nabrać sił. Wreszcie postanowiliśmy osiodłać wierzchowce i ruszyć w dalszą drogę. Pogoń z pewnością zgubiła trop w ciemności, więc przez pewien czas powinniśmy być bezpieczni.
- Szybko ich nie zobaczymy. - moja towarzyszka uśmiechnęła się promiennie.
Czarny ogier parsknął cicho, strzygąc uszami.
- Chyba powiedziałaś to w złym momencie. W nogi! - ruszyliśmy nieomal równocześnie, a tuż za nami z zarośli wypadło dwóch bandytów z napiętymi łukami.
Na nasze szczęście nie byli najlepszymi strzelcami. Wskazałem Rosalie boczną dróżkę, sam chwyciłem gruby konar tuż nad głową i siłą rozpędu wywinąłem salto do tyłu. W samą porę, by usiąść tuż za plecami mężczyzny z przepaską na oku. Pozbawiłem rabusia przytomności ciosem w bok głowy. Przy okazji odzyskałem własną broń skradzioną przez oprychów. Zrzuciłem nieprzytomnego z konia i pomknąłem w stronę ogierka. W galopie przesiadłem się na Haliadora i natychmiast zawróciłem zwierzę. Śladem Stokrotki pomknął drugi ze złoczyńców, a jak przystało na dżentelmena, należało pomóc damie w opresji. Uśmiechnąłem się do własnych myśli i zmusiłem zwierzę do szybszego biegu.
<Rose?>
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz