- Dziękuję, ale chyba nie mogę sobie pozwolić na marnowanie czasu. - Uśmiecham się przepraszająco do chłopaka i wzruszam lekko ramionami. - Muszę pomóc nimfom w pozbyciu się intruzów, więc sam rozumiesz, że wolałabym załatwić to tu i teraz.
- W porządku - Albis kiwa głową z lekkim uśmiechem. - Jestem pewien, że mój brat...
- Nie ma mowy - oznajmia nekromanta, wyłaniając się nagle z lasu z naręczem suchych gałęzi. Podchodzi do nas i upuszcza drewno tuż przy mnie. Zastanawiam się po co mu ono... Bo chyba nie ma zamiaru w taki upał rozpalać ogniska? - Nie będę odpowiadał na żadne pytania.
- Myślisz, że dam ci wybór? - pytam z rozbawieniem, splatając ręce na piersi.
- Myślisz, że dasz radę mnie do czegokolwiek zmusić? - odpowiada mi pytaniem, z politowaniem unosząc brwi, a potem uśmiecha się złośliwie. - To doprawdy urocze, moja droga...
- Jestem pewna, że jeszcze zmienisz zdanie - stwierdzam ze złowróżbnym uśmiechem.
Nekromanta otwiera usta, by mi odpowiedzieć, ale jego słowa zagłusza raniący uszy wrzask. Rozlega się on tuż za mną i zdecydowanie nie pochodzi od żadnego, nawet najniebezpieczniejszego mieszkańca dżungli. Jest w nim przerażająca okrutność, brzmi jakby pochodził z zaświatów lub jeszcze gorzej - z otchłani. Wstrzymuję oddech i odwracam się powoli, domyślając się już, co za sobą zobaczę.
Widok namtaru - olbrzymiego, jadowitego pająka, który zamiast łba ma kobiecy tułów (który to tułów wpatruje się w nas teraz z rządzą mordu w jadowicie zielonych, płonących gniewem oczach) - wcale mnie jakoś specjalnie nie dziwi, jednak mimo to z moich ust wyrywa się cichy jęk.
- O, proszę. To chyba obejdzie się jednak bez zadawania pytań - mówię cicho do Selthusa z krzywym uśmiechem, cofając się powoli. Mój głos drży lekko i jest trochę za piskliwy. Cały czas utrzymuję z bestią kontakt wzrokowy. Jest cholernie wielka, nawet jak na standardy swojej rasy. Podejrzewam, że nawet niewielka ilość jej jadu byłaby w stanie zwalić mnie z nóg, jeśli nie zabić, więc jakoś nie spieszy mi się do walki. Nie jestem samobójczynią i wolę żeby ucierpiała moja duma niż zdrowie. - A teraz błagam, powiedz, że to bydle jest twoje.
Złowieszczy śmiech, który nagle rozlega się od strony lasu, rozwiewa resztki moich nadziei. Namtaru usuwa się lekko na bok, robiąc miejsce swemu panu, którym - jakże by inaczej! - jest czarny mag.
A niech to szlag. Dlaczego to zawsze ja muszę mieć takiego pecha?
- Zapomnij, że pytałam - mruczę cicho, kręcąc głową z rezygnacją. Nie zostaje mi nic innego, jak tylko pozbyć się tego gada i jego pupilka jak najszybciej.
Problem w tym, że drugi mag może zechcieć pomóc swojemu koledze po fachu. Taaa... czyli jednak trzeba było zabić go od razu. Ale ja jak zwykle muszę coś spaprać.
Po krótkiej chwili wahania robię kilka kroków naprzód i zmieniam postać. Teraz ukrywanie faktu, że jestem smokiem, na nic się już nie zda.
Rozkładam lekko skrzydła i unoszę dumnie głowę, mierząc właściciela namtaru pogardliwym spojrzeniem. Z mojego gardła wydobywa się głuchy, gardłowy warkot.
- Jak śmiesz naruszać spokój Jivany, ty ludzkie ścierwo? - pytam, szczerząc kły. - Odejdź albo spotka się śmierć.
< Selthusie? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz