Władca leżał niemal bezruchu. Oddychał z trudem. Po kilku godzinach otworzył oczy. Syknął gniewnie gdy orientował się gdzie jest. Coś ostatnio często zmieniał pozycje. Dotknął zaognionego boku z raną. Czuł się już lepiej. Nie na tyle jednak by wstać. Usłyszał ciche kroki za drzwiami. Zaklął i przywołał zaklęty miecz, gotowy do odparcia ataku. Ktoś nacisnął klamkę. W luce pojawiła się głowa Bulzibara.
- Władco? Po co ci to?
Desmodor uniósł brwi.
- A jak myślisz? Co ja tu robię? - miecz zniknął niczym czarna mgiełka.
- Byłeś umierający Panie.
- Doprawdy? - na bladą twarz wyszedł mu uśmieszek.
Bulzibar speszył się i nie wiedział co odpowiedzieć. Wyprostował się więc i zebrał do wyjścia.
- Zaraz, dokąd to?
- Muszę zawiadomić Lady Clarissę o poprawie zdrowia.
Zaczął kręcić głową z zakłopotaną miną.
- To nie będzie konieczne.
- Mistrzu. Ona się zirytuje.
- Delikatnie mówiąc, ale to dobrze. - powiedział z dziwnym uśmieszkiem.
- Nie rozumiem.
- Tak jest bezpieczniej. Pozwoliłem sobie na zbyt wiele co do niej. A teraz idź. Muszę odpocząć.
Bulzibar skłonił się lekko i wyszedł. Z miejsca skierował się do uzdrowicielki. Łamał rozkaz Władcy, ale nie sądził by miał mu to za złe. Zapukał delikatnie w drzwi.
- Proszę. - miała ładny głos a wojownik nagle pomyślał, że faktycznie by tu pasowała.
Potrafiła uzyskać posłuch u innych i zmusić upartego Desmodora do zrobienia co chciała. Na pewno z czasem znajdzie na niego wiele lepszych sposobów.
- Pani. - powiedział, kłaniając się lekko. - Władca się obudził. I najwyraźniej bredzi. Zapewne ma gorączkę większą niż zwykle. Jest wyczerpany.
<Clarisso? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz