.

.
.
.

piątek, 28 listopada 2014

Od Rosalie - Cd. Ifrysa

Coś tu było nie tak. Kobieta była aż przesadnie uprzejma i trochę zbyt słodka. Patrzyłam na nią nieufnie prostując plecy. Za mną czułam chrapliwe oddechy dwóch mężczyzn. Zabrali mi broń byłam w potrzasku. W tym czasie blondynka mówiła coś do Ifrysa. Byłam bardziej skupiona na obserwowaniu otoczenia. Do lasu było niedaleko. Ale jak przekazać Ifrysowi wiadomość? Spojrzałam mu głęboko w oczy. Myślę, że pomyśleliśmy o tym samym. Oddychałam płytko czekając na jego sygnał. W myślach policzyłam wolno do stu. Trzeba uśpić ich czujność.
- Teraz! – krzyknął Ifrys i jak piorun poleciał do lasu. Zerwałam się sekundę później. Oniemiali prześladowcy patrzyli na nas chwilę zdziwieni, po czym zaczęli gonić. Po przebiegniętym kilometrze usłyszeliśmy zaniepokojone prychanie. Z krzaków wyskoczyły nasze dzielne rumaki. Oboje szybko wskoczyliśmy na grzbiety i popędziliśmy jak strzały prosto przed siebie. Przeciwnicy nie mieli szans. Zatrzymaliśmy się dopiero po pół godzinie morderczego galopu. Lancelot charczał głośno przez nos, a karemu ślina leciała z pyska.
- Trzeba im dać odpocząć. – powiedziałam troskliwie. Ifrys bez słowa pokiwał głową. Usiedliśmy patrząc jak niebo zaczyna się pięknie różowić.
- Dziękuję. – powiedział nagle chłopak. Spojrzałam na niego zdziwiona.
(Ifrys? Udało się!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz