.

.
.
.

sobota, 29 listopada 2014

Od Dantego - Cd. Tari

Wojownik uśmiechnął się dziwnie i sprawnie odparł atak demona. Wykonał szybki obrót wbijając ostrze w bok, między żebra. Stwór wydał paskudny wrzask i osunął się martwy na trawę.
- Najlepiej dziś w nocy, w łóżku. - puścił jej oko i wznowił śmiertelny taniec.
Jego wojownicy dokładnie wiedzieli co robić. Zajęli pozycje obronne wokół gryfa i dziewczyny. Nikt nie mógł przełamać żywego muru. Dante został nieco z boku. Wypatrzył sobie największego z demonów i natarł na niego z furią. Teoretycznie mieli przewagę liczebną. Ale nie wiedział czy w pobliskich lasach czaili się kolejni. Z tego co usłyszał od zwiadowców widziano znacznie większą armię od tej i jakiegoś ważnego generała na czele. Ten zaś nie wyglądał na groźnego. Jasne, że miał ponad dwa metry, zbroję ozdabianą trupimi czaszkami i ogień w oczach, ale nawet nie znał zaklęć. Był zaledwie podrzędnym wojownikiem.
Mimo to z trudem odparł kolejny cios demona który atakował niczym wściekła bestia, zataczając wielkie kręgi mieczem wielkości dorosłego mężczyzny. Uskoczył przed kolejnym, który z łatwością odciąłby mu głowę. Wiedział, że miał spory problem. Sapnął z wysiłku gdy miecz zazgrzytał o jego ostrze. Nie wytrzymał naporu stalowych mięśni potwora i wykonał zwinny unik w bok. Cios spadł na kamień, roztrzaskując go na pół z łatwością. I wtedy przyszła pomoc. Jakiś wojownik wystrzelił bezbłędnie strzałę trafiając w odsłonięte udo bestii. Warknął ale nie zatrzymał się. Powalił Dantego na ziemię, trafiając w napierśnik. Wgniótł go nieco do środka powodując straszny ból. Zaraz potem zaszarżował. Przerwał w połowie drogi gdy nad polem walki rozniósł się podwójny dźwięk rogu. Uśmiechnął paskudnie i chwycił mocno wojownika, wytrącając miecz i unieruchamiając. Z południowej strony polany pokazała się nowa armia demonów. Na czele stał jeździec dosiadający wielkiego, ognistego rumaka. Po lewej stronie kroczył dumnie żywiołak ognia, przypominający psa. Na kolejny sygnał, legion demonów dosłownie zalał pole bitwy. Nie zabijali jednak wojowników. Raczej rozbrajali i unieruchamiali. Zapewne chcieli pobawić się nimi potem. Gdy sytuacja została opanowana na korzyść mieszkańców Otchłani, z szeregów wyszedł jeździec, najwyraźniej dowódca. Pokonanych wojowników Helados ustawiono w prostej linii, związanych i wściekłych. O dziwo elfki nikt nie tknął. Otoczono ją tylko z każdej strony ale nic nie uczyniono.
Jeździec zsiadł z rumaka który przyjął to cichym rżeniem jakby tęsknoty. Zyskał dzięki temu dodatkowe drapanie po nosie. Zaraz potem demoniczny wojownik zdjął hełm a elfka ujrzała poważną twarz o onyksowej skórze ozdabianej złotymi znakami. Wielkie złociste rogi wznosiły się dumnie wśród długich, białych włosów. Zwrócił złote oczy na zapłakaną elfkę i zmarszczył gniewnie brwi.
- Co jej się stało? - zapytał melodyjnym głosem tak bardzo niepasującym do okrutnego demona.
Z szeregu wyszedł inny wojownik z gadzim ogonem i ciałem pokrytym łuskami.
- Chyba chodzi o jej gryfa.
- Była z nimi?
- Tak sądzimy.
Zacisnął mocniej usta. Widziała na jego twarzy nieustępliwość.
- Więc powinna zginąć razem z resztą.
Demon kiwnął zadowolony głową i wydobył miecz.
- Poczekaj. Najpierw z nimi porozmawiam. Potem zadecyduję o losie tych... - skrzywił się wyraźnie. - zabójców demonów. Doprowadzić obóz do porządku.
Mimo, że powiedział to cicho, głos wyraźnie niósł się przez całe pole. Podszedł wolno do elfki. Gryf cichutko oddychał z zamkniętymi oczami. Z wielu ran po strzałach spływała krew.
- Niech ktoś je opatrzy. Może nam się przydać.

<Tari? :3 Ten demon to Desmodor, moja postać ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz