Desmodor usiadł naprzeciwko łózka generała.
- Jak się czujesz?
Przeklęty rycerz westchnął z trudem.
- Świetnie mój Panie. Mogę iść na służbę.
Władca warknął rozdrażniony.
- Masz wolne do odwołania.
- Kto będzie cię strzegł? Przecież... - zakaszlał.
- Nie przemęczaj się. Potrafię o siebie zadbać. - wstał i uśmiechnął się lekko.
- Książę. Uważaj. - wyszeptał demon.
Desmodor zmarszczył brwi. Dawno tak go nie nazywał. Znak, że faktycznie było źle. Wyszedł na korytarz i zobaczył szybko mówiącą do kilku osób Clarissę. Potrafiła w ciągu tak krótkiego czasu zyskać sobie posłuch i przychylność całego skrzydła medycznego. Miała "to coś" i wszyscy jej słuchali. Podszedł do niej powoli.
- Jak się czujesz?
Spojrzała zaskoczona, że zapytał o nią a nie Generała.
- Ja... dobrze Panie.
- Świetnie. - chwycił ją pod rękę i pociągnął za sobą.
- Ale... dokąd idziemy?
- Musisz odpocząć.
Chciała się wyrwać, ale nie pozwolił.
- Ale ranni i chorzy!
- Na całym piętrze jest tylko jeden który potrzebuje twojej szczególnej uwagi. Reszta nie ma większych obrażeń. Poza tym wysłaliśmy już żywiołaki aby zdobyły wszystko czego sobie zażyczyłaś. - kontynuował idąc z nią w kierunku portalu na wyższe piętra. - Teraz nie możesz zrobić już nic więcej. Tylko odpocząć.
- Absolutnie nie zgadzam się z Władcą.
Spojrzał z naganą.
- Świetnie. Więc jest jeszcze dla ciebie nadzieja. - powiedział z uśmiechem.
- Dokąd idziemy?
- Na obiad. A potem zmuszę cię do snu. Na co mi wyczerpana uzdrowicielka?
<Clarissa? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz